Warmia i Mazury skrywają wiele pięknych miejsc, w których można odpocząć i smacznie zjeść. Niecałe piętnaście minut drogi od mojego domu mieści się Hotel Marina Club. I choć to miejsce cieszy turystów od lat, ja odkryłam je dopiero niedawno i miałam ogromną przyjemność spróbować dań, które serwuje gościom tutejsza restauracja. Przedpremierowo Szef Kuchni poczęstował mnie również sezonowaną wołowiną, ale o tym za chwilę… 🙂
Hotel położony jest w malowniczej okolicy w miejscowości Siła nad jeziorem Wulpińskim. Wokół dużo zieleni, a hotel wyróżnia nowoczesny design ze strefą SPA i cudownie kolorową salką dla dzieci. W przestronnym, przytulnym hotelowym lobby można napić się kawy i podziwiać malownicze widoki na lasy i jeziora.

Ale nie o hotelu będę Wam dzisiaj opowiadać, a o wspaniałej kuchni, której możecie spróbować w restauracji Biofonda, w której wnętrzu króluje minimalizm, z kolorystyką wpasowującą się idealnie w otoczenie za oknem. W wystroju dominuje błękit i drewno, duże przeszklone okna i oddzielna salka dla dorosłych.
W restauracji oprócz standardowego menu znajdziecie obszerną kartę win, drinków i napojów oraz oddzielną wkładkę z daniami dla dzieci.

Szef Kuchni, do moich dań, które wybrałam na dzisiejszy obiad, dobrał wino Varvaglione Malvasia Bianca del Salento 12 E mezzo Malvasia
Kraj: Włochy
Region: Puglia
Szczep: Malvasia
Producent: Varvaglione
Rodzaj: białe, wytrawne
Pojemność: 0,75l
Alkohol: 12,5 %
Jasny i klarowny kolor z złotymi niuansami na krawędziach. Intensywny kwiatowy aromat z akcentami białych owoców gruszki oraz owoców tropikalnych. Wino wyraźnie owocowe z delikatną soczystością , nadającą przyjemnej świeżości i orzeźwienia. Na finiszu wyczuwalne dojrzałe, pełne owoce. Wspaniały kompan do spotkań, dobrze smakuje nawet bez posiłku (źródło opisu: www.wina-bachus.pl).
Swoją przygodę z Biofondą zaczęłam od przystawki, podanej przez samego Szefa Kuchni, Adriana. Podpłomyk smażony na oliwie z serem owczym i Mozzarellą, cebulkami Cipolle, karczochami, pesto bazyliowym i ziołami ogrodowymi. Decydując się na to danie nie miałam żadnych wątpliwości, że będzie pysznie. Wspaniała kompozycja smaków, tekstur i kolorów. Kucharze sami wyrabiają mozzarellę i dokładnie pilnują procesu dojrzewania. Mają też swój ogródek, z którego pochodzą zioła i kwiaty, używane do doprawiania i dekoracji potraw. Surowce są najwyższej jakości i pochodzą od lokalnych dostawców, co ewidentnie czuć w smaku!



Jako, że rozpoczął się już sezon na botwinkę nie mogłam przejść obojętnie obok chłodnika litewskiego z jajem i koprem. Porcja jest naprawdę spora, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. I ta dekoracja! Wspaniała kompozycja, a smak idealny – lekko słodki, ciut kwaśny, z mnóstwem botwinki i kopru tak, jak lubię najbardziej! I kwiaty lilaku dodały ciekawego posmaku na finiszu.

Jak widzicie do zrobienia pięknego zdjęcia potrzebuję tylko wspaniałej kompozycji na talerzu i dużego okna z mnóstwem dziennego światła 🙂
W karcie dan głównych jest aż dziewięć pozycji, ale mnie skusił karmazyn, bo nigdy wcześniej nie miałam okazji jeść tej ryby. Karmazyn jest rybą z rodziny okoniowatych, podobnie jak lucjan. Przez swoje wartości odżywcze jest uważany za jedną z najzdrowszych ryb na świecie. Szkoda, że nie mieliście okazji posłuchać, z jaką pasją o karmazynie opowiadał mi Adrian (ale nic straconego 😉 )! Takich Szefów Kuchni nam trzeba – pełnych pasji, kreatywnych i na każdym kroku zaskakujących nas połączeniami smaków na talerzu.
Karmazyn z młodymi ziemniakami na jogurcie bałkańskim z marynatami oraz sosem chimmi churri to pozycja obowiązkowa do spróbowania w Biofondzie! Koniecznie musicie poznać smak tej wspaniałej ryby!
W restauracji znajdziecie też pierogi ręcznie lepione z miłości do tradycji. Są pierogi orkiszowe z mięsem kaczki i sosem podgrzybkowym, pielmieni z jeleniną i skrzeczkami z wędzonego boczku oraz pierogi z kozim twarogiem i pieczoną dynią Hokaido z Amchur – suszonym w słońcu zielonym mango, konfiturą paprykową, parmezanem i orzechami pekan. Ja zdecydowałam się na te ostatnie, bo jestem wielką miłośniczką przysmaków z kozimi serami. Ta cudowna prezentacja utwierdziła mnie w tym, że dobrze wybrałam! Pierogi po prostu rozpływały się w ustach! Lekkie, miękkie, z cudownym farszem, jakiego nigdy w życiu jeszcze nie jadłam. Uwielbiam te momenty zaskoczenia, gdy poznaje nowe, inspirujące smaki. Pierogi podane z konfiturą paprykową i parmezanem to dla mnie zupełna nowość, z którą bardzo się polubiłyśmy 🙂

A teraz prawdziwa gratka dla miłośników steków i soczystej wołowiny!
Sezonowana wołowina, czyli Steak Projekt to nowość w restauracji i jest to ukłon w stronę prawdziwych koneserów wysokiej jakości mięsa. Wołowina sezonowana jest na miejscu i pochodzi z regionalnej hodowli. Rasa fryzyjsko- holsztyńska hodowana na Warmii i Mazurach karmiona jest naturalnie, przez co pH mięsa utrzymuje odpowiednią wartość, co ma ogromny wpływ na jej jakość.
Miałam ogromną przyjemność spróbować steka z rostbefu przedpremierowo i powiem szczerze, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie! Celebracja jedzenia nabrała innego znaczenia. I ta frajda z samodzielnego stopnia wysmażenia wołowiny. Pisałam pracę inżynierską na temat wołowiny, więc ten temat od zawsze jest mi bliski.
Technika przygotowania steka w restauracji wygląda następująco:
Do stolika otrzymujecie rare-stek – krwisty (słabo wysmażony) – mięso czerwone w środku z rozpoczętym procesem ścinania białka. Na stoliku czeka już na Was bardzo mocno rozgrzany kamień (do 360 stopni C!), a na talerzach wyserwowane smażone, młode ziemniaczki i szparagi duszone w emulsji maślano – wołowej. Na desce kroicie steka na plastry, po czym układacie je na rozgrzanym kamieniu i wysmażacie w ulubiony sposób. Do steka podawany jest niezwykle aromatyczny pieprz młotkowany i sól w płatkach, sprowadzana aż z Kornwalii. Uwierzcie, że jeśli myśleliście, że Wasza sól jest słona – koniecznie musicie spróbować tej. Ależ to jest wspaniała sprawa! Jedzenie, zabawa, wspaniała forma spędzenia czasu. I te zapachy unoszące się podczas wysmażania. Moje ślinianki znowu mocniej pracują!
Do wyboru są dwie opcje:
- Stek z sezonowanej na miejscu wołowiny (rostbef lub antrykot) – do wyboru sztuka mięsa ok. 750 g, serwowana ze smażonymi, młodymi ziemniakami i szparagami duszonymi w emulsji maślano-wołowej, edamame, pieprzem i solą (porcja dla dwóch osób – 180 zł)
- Stek Tomahawk – środkowa część antrykotu ok.1,5 kg mięsa z ziemniakami w emulsji maślano-wołowej, serwowana z miksem sałat, colesławem z ręcznie ucieranym majonezem, boczniakami z patelni, z pieprzem i solą (porcja dla czterech osób – 360 zł).


W menu znajdziecie też dania wegańskie, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Ale tym razem nie zmieściliśmy już tyle pyszności 🙂
Hotel i restauracja są przyjazne dzieciom i chętnie goszczą maluchów. Krzesełek do karmienia jest naprawdę sporo! W menu dziecięcym jest kilka pozycji, m.in. rosół, fileciki z kurczaka z frytkami i surówką z marchewki, naleśniki. Moja Marcelinka uwielbia fryteczki i surówkę z marchewki, więc była w kulinarnym raju! 🙂
Po takim wspaniałym obiedzie nadszedł czas na deser. Autorskie musy Szefa Kuchni z mlecznej, belgijskiej czekolady oraz z białej czekolady. Coś dla niej i dla niego 😉 Do tego kruszone czekoladowe ciasto, beza, sezonowe owoce i owocowy sos. Dekoracja oczywiście z jadalnych, sezonowych kwiatów. Prosty, słodki, piękny deser, który wspaniale dopełnił dzisiejsze ucztowanie.
Spójrzcie tylko, jak cudownie się prezentuje!
Jestem zachwycona tym miejscem, jedzeniem, obsługą i samym Szefem Kuchni. Widać, że to miejsce tworzą ludzie z pasją do tego, co robią. Z pewnością będziemy wracać, a Was serdecznie zapraszam na kulinarną ucztę do Hotelu Marina Club nad jeziorem Wulpińskim.
Pełne menu znajdziecie na stronie internetowej hotelu. Tutaj sklejam Wam link: MENU

Hotel Marina Club
Siła 100 k/Olsztyna
11-036 Gietrzwałd
Staromiejska 2.0, czyli pięknie i pysznie w samym sercu olsztyńskiej starówki

Ostatni raz w restauracji Staromiejska byłam siedem lat temu! O moich odwiedzinach pisałam na samym początku moich blogowych potyczek. Jeśli chcecie możecie sięgnąć pamięcią, jak to kiedyś było w Staromiejskiej, klikając w link http://www.sajkofankasmaku.pl/uncategorized/staromiejskiej-klimat-wiecznie-zywy/ We wpisie czeka Was dużo wspomnień miejsca, które całkiem niedawno przeszło totalną metamorfozę!
I gdyby nie kolejna edycja Restaurant Week Polska na Warmii i Mazurach pewnie długo nie zawitałabym w Staromiejskiej. Jednak menu zaproponowane przez szefa kuchni zrobiło na mnie ogromne wrażenie i od razu wiedziałam, że koniecznie muszę go spróbować! Do Staromiejskiej wybrałam się z Gastronautką. Ciężko było nam zgrać terminy, ale na nasze szczęście festiwal został przedłużony do 3 października i pomyślałyśmy, że to będzie idealny dzień, by odwiedzić to miejsce. Kupiłam więc bilety na ostatni dzień festiwalu. Dla mnie menu A, dla Gastronautki menu B (przypominam, że cena za trzydaniowe menu to 59 zł + festiwalowy drink).
Niedziela, samo południe. Promienie słońca na twarzy, a we włosach wiatr. To moje pierwsze wyjście od dwóch tygodni, więc radość była podwójna! Spacerem dotarłam na miejsce, w samo serce olsztyńskiej starówki. Wnętrze nie do poznania! Oniemiałam! Pięknie, loftowo, mnóstwo detali, które mają sens i tworzą spójną całość. Wszystko to sprawia, że chce się tutaj zostać na dłużej. Spójrzcie sami!
Do tego niezwykle sympatyczna obsługa! Jako mama karmiąca nie mogę pić alkoholu, więc w ramach festiwalowego drinka Pani kelnerka zaproponowała mi drinka bez alkoholu! Pierwszy raz odkąd uczestniczę w festiwalu jedzenia, jakim jest Restaurant Week spotkałam się z możliwością wymiany drinka w festiwalowej cenie. Brawo, wspaniały pomysł! Orzeźwiające Mojito Virgin doskonale wpasowało się w dzisiejszy klimat! W oczekiwaniu na moją kompankę dzisiejszego obiadu przejrzałam menu Staromiejskiej i wypatrzyłam kilka smakołyków, które z pewnością wrócę spróbować!

Dzisiaj delektowałam się menu degustacyjnym A, czyli wegetariańskim. Na przystawkę aksamitny, cudowny krem z topinamburu. Bez zbędnych udziwnień. Prosty, klasyczny, z perfekcyjnie wyczuwalnym w smaku topinamburem. Do tego chipsy i kiełki – tekstury, które w zupach krem uwielbiam! Doskonale uzupełniały się z delikatnym kremem, jednocześnie nadając mu charakteru. Do tego ilość porcji w punkt wyważona, w sam raz na przystawkę. I ta prezentacja!

Danie główne, czyli szpinakowe gnocchi były bardzo delikatne w smaku. Ale dodatek charakternego parmezanu i pikantnej rukoli dodały im fajnego twista i sprawiły, że cała kompozycja była naprawdę smaczna. Sosu serowego mogłoby być jeszcze więcej, bo był przepyszny, a ja uwielbiam jak gnocchi taplają się w sosie! Jedyne co mnie zaskoczyło to kształt moich gnocchi, bo dotąd spotykałam się z gnocchi w formie bardziej owalnej, z wyżłobieniami, a te przypominały bardziej malutkie kopytka. Cała kompozycja jednak piękna i smaczna.
A na koniec deser. Ale cóż to był za deser! Obłęd, rozpusta, niezwykła przyjemność dla moich kubów smakowych! Cudownie intensywnie chałwowy smak kremu, który można by wyjadać łyżkami ze słoiczków! Do tego przyjemnie przełamująca tę aksamitną kremowość beza i chrupiące pestki. Kolejny raz przekonałam się, że w prostocie siła! Trzeba tylko odpowiednio dobrać składniki, by stworzyć piękną i pyszną kompozycję, by inni po jej spróbowaniu rozmyślali o niej wieczorami. Cudo! Mam nadzieję, że zagości w karcie na stałe i Wy również będziecie mogli raczyć się tym wspaniałym deserem.
A tak prezentowało się menu B, które zajadała Gastronautka. Zajrzyjcie do niej na FB – z pewnością opisze dokładnie, jak jej smakowało 🙂
Oba menu okazały się niezwykle przyjemnym doświadczeniem kulinarnym. Wszystkie dania, jak sami możecie zobaczyć na zdjęciach, były pięknie i starannie ułożone. Do tego wraz z prezentacją szedł smak! A to wszystko w samym centrum naszej olsztyńskiej starówki. Jestem naprawdę szczęśliwa, że coraz więcej miejsc tak pięknie prezentuje swoje dania. Jestem pewna, że za wszystkim stoi szef kuchni pełen pasji, a kucharze mu towarzyszący “czują blusa” ;). Całej załodze życzę dużo dobrego i mam nadzieję, że to miejsce będzie rosło w siłę!
Do zobaczenia ponownie wkrótce w Staromiejskiej 2.0!
Menu restauracji Staromiejska 2.0 znajdziecie na stronie internetowej https://staromiejska2.olsztyn.pl/
Jesienią skosztuj menu restauracji Hotelu Omega, czyli o pysznej kolacji w ramach festiwalu Restaurant Week Polska na Warmii i Mazurach

Od 8 września do 3 października w całej Polsce odbywa się największy festiwal jedzenia w restauracjach! Jest mi niezmiernie miło, że kolejny już raz mam zaszczyt być ambasadorem Restaurant Week Polska na Warmii i Mazurach! Degustacja festiwalowych menu to niezwykłe doświadczenie, które zawsze daje mi mnóstwo inspiracji do moich kuchennych podbojów i możliwość odkrywania kolejnych kulinarnych perełek w regionie. Jestem ambasadorem od samego początku istnienia festiwalu na Warmii i Mazurach i każdą edycję przeżywam z wielkim zaangażowaniem śledząc, co pysznego tym razem wymyślili szefowie kuchni na swoje popisowe dnia, których na co dzień w restauracyjnym menu nie znajdziecie. Wierzę, że w kolejnych edycjach uda mi się dotrzeć gdzieś w dalsze części Polski i poznać menu innych szefów kuchni.
Jeśli jeszcze nie braliście udziału w festiwalu bardzo Was zachęcam! W każdej edycji Restaurant Week Polska czeka na Was niepowtarzalne, trzydaniowe doświadczenie restauracyjne! Przystawka, danie główne, deser w festiwalowej cenie 59 zł. Festiwal to jedna z lepszych okazji na poznanie nowych smaków i nowych restauracji. Dodatkowo, na każdego gościa czeka darmowy koktajl powitalny od Martini Fiero & KINLEY tonic water!
Szczegółowe menu restauracji biorących udział w festiwalu znajdziecie na stronie Restaurant Week Polska. Tutaj też możecie dokonać rezerwacji miejsc w wybranej przez Was restauracji https://restaurantweek.pl/
Wczorajszą kolację mogłam celebrować w towarzystwie mojej przyjaciółki w restauracji Hotelu Omega w Olsztynie. Hotel położony jest w jednym z piękniejszych miejsc Olsztyna, czyli nad jeziorem Ukiel, tuż przy plaży miejskiej. Latem możecie z restauracyjnego ogródka podziwiać widok na jezioro, jesienią zaś lepiej zostać w środku i podziwiać ten widok, zajadając rozgrzewające dania przy stoliku.
Od progu wita nas kelner. Siadamy przy stoliku w głębi sali. Początkowo jesteśmy same, ale po chwili dochodzą kolejni goście. W hotelowej restauracji jest bardzo przytulnie. Ostatnio byłam tutaj na wiosennej edycji Restaurant Week Polska, ale kolację jedliśmy w innej sali, tuż obok restauracyjnego ogródkami. Na dzisiejszą kolację wybrałyśmy dla urozmaicenia menu A i B, by poznać smaki obu wariantów zaproponowanych przez tutejszego szefa kuchni. Menu A to opcja dla mięsożerców, zaś menu B to opcja wege.
Menu A – Mięsne
Przystawka: Zupa na maślance, boczek, czosnek niedźwiedzi
Aksamitna, treściwa zupa z chrupiącymi chipsami z boczku i mięsnymi kuleczkami. Bardzo aromatyczna, przypominająca trochę nasz tradycyjny polski żurek, jednak łagodniejsza i bardziej kremowa. Przy tym naprawdę pięknie podana!
Danie główne: Pierś z kaczki sous vide, puree z batata, tabbouleh
Pierś z kaczki mistrzostwo świata! Kaczka idealnie przygotowana, delikatna, soczysta, rozpływała się w ustach. Do tego wyrazisty sos i aksamitne puree z batata, które razem z kaczką stworzyły doskonałe trio, dające niezapomniane wrażenia kulinarne. Tabbouleh z pęczaku lekki, orzeźwiający, zastępujący tu trochę sałatkę. Danie bardzo sycące, pięknie podane i doskonale wyważone smakowo.
Deser: Malinowa mono porcja, prażynkowy spód, żelka prosseco
Uwielbiam maliny w każdej postaci, a ta malinowa monoporcja była doskonałym uwieńczeniem tego pysznego menu. Lekka, delikatna, w odpowiednich proporcjach do zaserwowanych uprzednio dań. Deser był pięknym i smacznym finiszem całego menu.
Menu B – Wege
Przystawka: Burak, ser kozi, winegret orzechowy
Kocham buraki w każdej postaci i cieszę się, że pojawiły się w tym menu! Carpaccio z buraka bardzo poprawne. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to grubość plasterków buraka. Mogłyby być one nieco cieńsze, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, bo buraki były smacznie przyprawione orzechowym winegretem, który przyjemnie otulał buraczki. Dodatkowo buraki nie były rozgotowane, a to dla mnie najważniejsze! Bardzo fajnie, że buraki lekko chrupały, a pianka z koziego sera dodawała im lekkości. No i sam pomysł z pianką – ekstra! Całkiem przyjemna, prosta przystawka, po której nabrałam ochoty na więcej!
Danie główne: Kalafior con fit, sos demi glace, szalotka, boczniak, rzodkiewka
Dobrze znany gotowany lub pieczony w różyczkach kalafior odczarowany! Nie ukrywam, iż po podaniu do stołu bałam się, że mój stek z kalafiora będzie albo zbyt miękki, albo za twardy. Ale nie tutaj! Cóż za miłe doświadczenie, kiedy kalafior podany do stołu jest ciekawie przyprawiony, w jeszcze ciekawszej formie i odpowiednio, w punkt przygotowany! Do tego cudownie chrupiące boczniaki w panierce i sos demi glace na szalotce, działający niemal jak umami na moje kubki smakowe! Wszystko tak wspaniale do siebie pasowało. Dla takich obiadów mogłabym być wege 365 dni w roku! Myślę, że każdy, nie tylko wegetarianie, będą zajadać się tym daniem z wielką przyjemnością!
Deser: Torcik avocado
Na pierwszy rzut oka wydał mi się bardzo ciężki i duży. Ale uwaga, pozory mylą! 😉 Torcik okazał się niezwykle lekki, puszysty, delikatny, lekko słodki. Dominował w nim kakaowy smak, z wyczuwalną nutą i konsystencją owocu awokado. Do tego przyjemnie przełamujący, chrupiący spód z kokosa. Ach i ten wierzch, brokatowy. Barwo za pomysłowość! Niezwykle efektownie prezentował się torcik w świetle restauracyjnych lamp.
Zarówno menu A, jak i menu B okazały się przyjemną kulinarną podróżą. Szef kuchni doskonale przemyślał dania, które serwuje swoim gościom w jesiennej edycji festiwalu. We wszystkich potrawach możemy czuć się miło zaskoczeni. Ponadto widać sezonowość – na talerzu spotkamy jesienne liście nasturcji i botwinki, owoce maliny i borówki. W daniach wiodących pojawia się zacna pierś z kaczki i buraczki. Każde danie niezwykle kolorowe, pięknie podane, w idealnie wyważonych proporcjach. Po wędrówce przez wszystkie zaproponowane przez szefa kuchni pozycje, poczynając od przystawki, po danie główne, aż na deserze kończąc, czujemy się przyjemnie najedzeni, a w naszych głowach pozostaje przyjemne wspomnienie i chęć powrotu po więcej. Na szczególną uwagę według mnie zasługuje menu wege, które zazwyczaj jest smutne i nudne. A tutaj było naprawdę przyjemne! Szczególnie danie główne i deser mam wielką ochotę odtworzyć w swoim domowym, kuchennym zaciszu. Warto podkreślić ogromne zaangażowanie obsługi i kelnera, który niemal śpiewająco opowiadał o każdym daniu i nie przybiegał co chwilę do stolika, dając nam w ten sposób swobodę i pełną radość celebrowania każdej pozycji z menu.
Jeśli wciąż zastanawiacie się, które festiwalowe menu wybrać w tej edycji, zdecydowanie polecam Wam menu Hotelu Omega. Dania z pewnością będą przyjemną chwilą dla oka, ducha i podniebienia.
Pizza i pasta rządzą w Koszarach!
Początki pandemii nie były łatwe dla gastronomii i prowadzonych przez restauratorów restauracji. Te istniejące musiały wyruszyć w nową, nieznaną drogę, często kosztem całkowitej zmiany istniejącego konceptu. Byli też i tacy, którzy w planach mieli otwarcie nowych miejscówek. Dla nich ten czas zapewne był najtrudniejszy, bo w takiej chwili każdy pewnie dwa razy zastanowiłby się, czy akurat teraz warto. Czasem jednak trzeba postawić wszystko na jedną kartę. I tak było w przypadku pizzerii w Koszarach. Pamiętam, jak dziś, kiedy na Facebooku zawrzało, gdy otworzyła się nowa pizzeria w Olsztynie i to w trakcie pandemii! Wszyscy jednak zachwycali się nowościami, jakie serwuje tamtejsza kuchnia. Pizza, makarony, cudowne desery – dostępne wówczas z odbiorem własnym i z dowozem. Z nadzieją czekałam, aż cały ten trudny pandemiczny czas się skończy i odwiedzimy nasze ulubione gastronomiczne miejscówki i zajrzymy do tych nowych. Również do Koszar.
Nadeszło lato, a wraz z nim mnóstwo atrakcji, które wiadomo w pierwszej kolejności trzeba zapewnić najmłodszym. Mam to szczęście, że moja starsza córka jest wielką fanką pizzy i makaronów, zwłaszcza tych mocno pomidorowych. Miesiąc temu Kuźnia Społeczna zorganizowała warsztaty z robienia pizzy właśnie dla dzieci! Czym prędzej zapisałam Kalinkę, by mogła trochę pobawić się z ciastem. Traf chciał, że warsztaty prowadzili właściciele i pracownicy pizzerii Koszary Pizza i Pasta. Sama z radością podziwiałam, jak dzieciaki z wielkim zaangażowaniem słuchały i powtarzały czynności prezentowane przez prowadzących. Poniżej wklejam Wam kilka zdjęć z Warsztatów. Ależ była zabawa! Wciąż podziwiam prowadzących, jak wspaniale poradzili sobie z taką dużą grupą najmłodszych!
Po warsztatach Kalinka zapytała mnie, czy pójdziemy do tej pizzerii, do tej Pani, która prowadziła warsztaty. Oczywiście, że się zgodziłam! I tak po wielu miesiącach w końcu dotarliśmy na miejsce! Pizzeria już nie prowadzi dowozów i można zjeść jedzenie jedynie na miejscu lub osobiście odebrać osobiście z restauracji.
Osobiście jestem wielką fanką Koszarów – uwielbiam ten design i gdybym mieszkała bliżej pewnie codziennie spacerowałabym nieopodal. W pizzerii od progu wita nas obsługa. Miła Pani pomaga wprowadzić wózek i szuka nam stolika. Jest! Młodsze dziecię zasnęło, więc mogłam w pełni celebrować tę chwilę. Od samego początku podziwiałam wspaniałe, loftowe wnętrze. Dodatkowo usiedliśmy na przeciw miejsca, gdzie wypieka się pizza i wychodzą dania z kuchni. Uwielbiam w oczekiwaniu na jedzenie podglądać, co dobrego wędruje do sąsiednich stolików. Zawsze wtedy mówię do męża: “Oooo, ale to super wygląda, następnym razem to zamówię!: Też tak macie? 🙂 Ponadto, mogłyśmy podejść z Kalinką i przyglądać się, jak powstaje pizza od początku do końca. Sami wiecie, jak czasem często trudno znaleźć zajęcie tym najmłodszym w oczekiwaniu na upragniony posiłek.
Popatrzcie, jak tu pięknie!
Restauracja ma jeszcze drugą salę na górze, ale byli w niej goście, więc nie robiłam zdjęć, by nie przeszkadzać im w ucztowaniu. Nadszedł czas, by zajrzeć do menu. A w nim mnóstwo perełek. Znajdziecie tu naprawdę spory wybór dań, a dodatkowo są też dania dnia, które się zmieniają. I desery! 🙂 Pełne menu znajdziecie na profilu pizzerii (tu wklejam Wam link: https://www.facebook.com/Koszary-PizzaPasta-108540237704971/menu )
Na przystawkę wybraliśmy klasyk: Bruschettę, czyli grillowane grzanki z salsą z pomidorów, czosnku i bazylii. Bardzo aromatyczne, lekkie. Nabraliśmy ochotę na więcej!
Na danie główne każdy z nas wybrał co innego. Ja, jako ogromna fanka pasty nie mogłam nie skorzystać z okazji i wybrałam tym razem makaron zamiast pizzy. Wybór padł na PESTO VERDE (26 zł), czyli makaron strozoprei, pesto (bazylia, płatki migdałów, orzeszki pini, pecorino romano, oliwa), pomidorki koktajlowe, płatki migdałowe, pecorino romano. Od początku widać tu, jak bardzo to danie jest przemyślane. Pesto idealnie otula makaron, wpływając w każde jego wgłębienie. Do tego przyjemna słodycz płatków migdałowych i pomidorków koktajlowych, przełamana cudownie lekko pikantnym pecorino romano. To jedna z tych pozycji w karcie, którą zdecydowanie powinniście spróbować.

Moja czterolatka wybrała RIGATONI Z PULPETAMI (26 zł), czyli makaron rigatoni, czosnek, sos pomidorowy, śmietanka, pulpety wieprzowe, pecorino romano. Sam kszatł makaronu był już wielki zachwytem dla Kalinki! Dzielnie zajadała kęs za kęsem jednak porcja była dla niej nieco za duża 🙂 Samo danie przepyszne! Miękkie, przyjemnie doprawione pulpeciki, które doskonale łączyły się z makaronem i pysznie taplały się w sosie. Dojadłam jeszcze po maluszku, bo takie smakołyki nie mogły się zmarnować!
Mój mąż zdecydowany od razu wybrał pizzę SALSICCIA Z PANCETTĄ (27 zł), a w niej: mozzarella, świeży szpinak, czerwona cebula, pancetta, salsiccia piccante (bez sosu pomidorowego). Pizza, mimo tak solidnej ilości dodatków wydała mi się bardzo lekka. Ciasto przyjemnie cienkie, delikatne, wspaniale komponowało się z dodatkami. Bardzo spodobało mi się od razu, że składniki na pizzy są tak cienko pokrojone. Zdecydowanie ułatwiało mi to jedzenie i nic nie lądowało na talerzu. Poza tym to połączenie składników – prawdziwa eksplozja smaków i aromatów! Zjadałabym ją nawet teraz 🙂
Z wielką ochotą podziwiałam desery, które pani kelnerka zanosiła gościom obok do stolika. Tiramisu słodko na mnie patrzyło, ale tym razem wspólnie zdecydowaliśmy, iż na deser zawitamy kolejnym razem. Cudowna to była podróż kulinarna! Kocham włoską kuchnie, a w takim wydaniu urzekła mnie totalnie. Jestem pewna, że Koszary Pizza i Pasta to miejsce stworzone przez ludzi, którzy kochają jeść, dobrze i prawdziwie jeść! Zresztą, jak sami o sobie piszą: “Kochamy kuchnię włoską, kręcimy pizzę, gotujemy makarony, rozlewamy wino”. Po tym zdaniu można się domyślić, jaką miłością jedzenie darzą właściciele.
My wrócimy – wy też powinniście!
Jeśli chcecie być na bieżąco, zaglądajcie na Facebooka pizzerii:
https://www.facebook.com/Koszary-PizzaPasta-108540237704971
Rozsmakowana w menu Restauracji Wileńskiej w Olsztynie, czyli smaczny powrót kolejnej edycji Restaurant Week Polska na Warmii i Mazurach
Wczoraj w całej Polsce ruszyła kolejna edycja festiwalu najlepszych restauracji Restaurant Week Polska, która potrwa aż do 31 października! W festiwalowej cenie 49 zł na stronie internetowej https://restaurantweek.pl/ możecie zamówić przystawkę, danie główne, deser wraz z prezent od sponsora.
To już mój trzeci udział w wielkim festiwalu jedzenia w restauracji. Dzisiaj razem z Beatą testowałyśmy menu przygotowane przez Szefową Kuchni restauracji w Hotel Wileński w Olsztynie. Odwiedziłam to miejsce w ubiegłym roku i powiem Wam, że byłam bardzo ciekawa, czym tym razem zaskoczy mnie załoga. Żeby spróbować wszystkiego wybrałyśmy z Beatą menu A i menu B, dzięki temu poznałyśmy smaki dań z obu przygotowanych menu 😁😋
MENU A
🔸Przystawka: Pielmieni, farsz z mięsa rosołu, palone masło, puder z bekonu
Przystawka bardzo mi smakowała. Ciasto do pielmieni było miękkie, elastyczne, z bardzo dobrze przyprawionym farszem. No i to palone masełko w połączeniu z pudrem z boczku – przepyszne, choć porcja naprawdę spora, jak na przystawkę.

🔸Danie główne: Roladki z wątróbki cielęcej, konfitura z jabłek z czerwonym pieprzem, fondant ziemniaczany z łupiną
Jestem ogromną fanką podrobów, sama wielokrotnie testowałam wątróbkę cielęcą. Roladka była bardzo delikatna, wątróbka po prostu rozpływała się w ustach, przypominała trochę pate i dobrze komponowała się z konfitura z czerwonej cebuli i sosem z jabłuszka. Jedyne zastrzeżenie mogłabym mieć do fondanta, gdyż był nieco za twardy, bardziej wolałabym, żeby rozpływał się w ustach tak samo, jak wątróbka. Porcja była dla mnie naprawdę duża, po przystawce i daniu głównym czułam się już bardzo najedzona. No, ale jako, że jestem przeogromnym łasuchem na deser miejsce zawsze znajdę 🙂

🔸Deser (taki sam w A i B): Torcik z palonych skórek bananów i czekolady, kruszona beza, lody z banana i pietruszki
Bardzo spodobał mi się pomysł, o którym opowiedziała mi po kolacji szefowa kuchni, że planując menu i deser miała w zamyśle ideę przyświecającą tegorocznej edycji #szanujjedzenie #kochajjedzenie o niemarnowaniu żywności. I zobaczcie, jak ciekawie to przemyślała: lody z banana, a ciasto z dodatkiem skórek – do tego kruszona beza, czekoladowy biszkopcik, świeże owoce i krem na bazie serka mascarpone. Było to prze, przesłodkie i po kolacji zdecydowałam się wrócić do domu jednak schodami, aniżeli pojechać windą (wiadomo, żeby mieć mniejsze wyrzuty sumienia 😁😂)

MENU B przypadło dla Beaty, więc ja tylko spróbowałam.
🔸Przystawka: Tatar z marynowanego buraka, mus z łodyżek pietruszki, lody z koziego sera, grzanki z czerstwego chleba
Genialny mus z łodyżek pietruszki (no i sam pomysł zagospodarowania łodyżek – szacun! 👍), do tego idealnie pokrojony w kosteczkę, delikatny burak przełamany bardzo intensywnymi lodami z koziego sera. Mega, bardzo mi to smakowało!

🔸Placuszki z łososia i cukinii, sos ze skorupek raków, sałatka z mango i granata z vinegretem z rokitnika
Zacznę od sałatki, bo bardzo smakowało mi przełamanie słodyczy mango kwasowością sosu na bazie rokitnika. Super połączenie, zainspirowało mnie do odtworzenia w domu. No, ale placuszki to była petarda! W życiu nie widziałam tyle łososia w placuszkach. Stosunek ryby do ilości cukinii był bardzo satysfakcjonujący, a same placki były chrupiące i doskonale uzupełniały się z sosem ze skorupek z raków. Dowiedziałam się od Szefowej kuchni, że placuszki po Restaurant Week’u znajdą się we wkładce jesienno-zimowej, także będzie jeszcze okazja spróbować (ja pójdę na pewno!).

Jeśli wybieracie się do Restauracji Wileńskiej na menu degustacyjny to pamiętajcie, żeby w brzuchu Wam burczało, gdy będziecie zasiadać do stołu 🙂 Brawo dla Szefowej Kuchni i jej załogi, bo przygotowali naprawdę smaczne menu! 👏
A już w niedzielę ruszam dalej. Będzie trochę bardziej orientalnie…
Do zobaczenia!


Yoko Olsztyn, czyli nie tylko smaczne sushi

Restaurację Yoko, która mieści się w samym sercu olsztyńskiej starówki, miałam okazję odwiedzić w ramach Restaurant Week na Warmii i Mazurach w kwietniu 2018 roku (możecie przeczytać o tym tutaj:
http://www.sajkofankasmaku.pl/uncategorized/restaurant-week-kolejna-edycja-ruszyla-na-warmii-i-mazurach/ ). Z Yoko zamawialiśmy też wielokrotnie ze znajomymi sushi, bo jest naprawdę dobrej jakości – porcje solidne, porządnie nadziane, idealnie doprawiony ryż, nigdy nie rozpadły się nawet w dowozie. Ale dziś chciałam Wam przedstawić drugą stronę tejże restauracji…
Jako, że jest niedzielne popołudnie, za oknem mega szarówka, a 2/3 domowników zaatakował wirus, zdecydowaliśmy się na jedzenie w dostawie. Wybór padł na Yoko, gdyż naszła nas przeogromna ochota na zupy w stylu azjatyckim. Tak bardzo chcieliśmy poczuć piekący smak, który rozgrzeje nasze brzuchy. Na dowóz czekaliśmy prawie dwie godziny, ale lokalizacja mojego miejsca zamieszkania oraz godzina zamówienia miała tutaj zapewne istotny wpływ. Ważne, że zupy były jeszcze ciepłe, a dodatki zapakowane oddzielnie.
Wszystkie zdjęcia wykonałam w domu. Zaraz po przywiezieniu zupy przelałam do głębokich talerzy. Mimo, że zamawiam coś na dowóz, nigdy nie jadam dostarczonych dań z jednorazowych naczyń, gdyż uważam, że ogromnie wpływają na smak. Poza tym ucieka cała przyjemność jedzenia.
Zatem zaczynamy!
- Zupa PHO (350 ml – 15 zł) – poprosiłam o wersję łagodną dla mojej córki. Zupa smaczna, klasyczne PHO, ale bez chili i marynowanego czosnku to dla mnie nie to. Jednak wielki ukłon w stronę obsługi za pomoc w wyborze dania dla dziecka! Pan, który odebrał telefon od razu zaproponował mi zupę Pho, jako danie dla najmłodszych. Zobaczcie, jak pięknie się prezentuje 😉

2. Ramen z wołowiną. Makaron pszenny/marynowane jajo/ kiełki/nori (porcja 26 zł). Przepyszny bulion. Nawet w dostawie makaron był al dente. Marynowane jajo, wołowina i ciecierzyca doskonale zagrały. Ponieważ była to porcja dla mojego męża, po konsumpcji powiedział mi tylko, że bardzo mu smakowało, ale było za mało ostre. Być może w lokalu dostałby dodatkowe chili, ale ja zamawiając przez telefon na to nie wpadłam.

3. Ramen Tom Yum (porcja 28 zł) – ogień! Ależ to rozgrzało. Ramen w takiej wersji zostawiłabym w karcie na stałe. To prawdziwa gratka dla miłośników ostrości oraz osób, które poszukują interesujących połączeń smakowych. W tej wersji miałam dodatkowo krewetki. Przyznam szczerze – ostrość mnie powaliła i nie zjadłam do końca, ale najadłam się do syta! Ten Ramen to zdecydowanie nasz faworyt!

4. Kimchi (porcja – 8zł) – zdecydowałam się na dojrzalszą kiszonkę. Rewelacyjna! Bardzo ostra. Długo szukaliśmy z moim mężem kimch, które będzie porządnie chrupało. Niestety w wielu miejscach kimchi jest albo za suche, albo za mokre, albo za miękkie (bleee :P). Na szczęście tutaj doskonale uzupełniło smak naszych zup – dzięki! No i ten soczysty kolor…

Niestety nie jestem znawcą języka japońskiego, ale dociekliwie szukam zawsze znaczenia słów mi nieznanych. “Yoko” w języku japońskim ma wiele znaczeń, jest to również znane inne żeńskie. Jednak ja znalazłam jedno określenie, które uznałam, iż doskonale wpasuje się w ducha tejże restauracji. Być może właściciel się ze mną nie zgodzi, ale po dzisiejszym obiedzie “Yoko” oznacza dla mnie “swobodę”, gdyż właśnie swobodę poczułam nie tylko w ogólnie panującym menu, ale również w każdym daniu, które miałam okazję spróbować.
Restauracja Yoko nie będzie już dla mnie tylko miejscem serwującym doskonałe sushi. Od dziś będzie miejscem witającym mnie aromatycznymi bulionami, uzupełnionymi w wysokiej jakości dodatki, kojąc moje zmysły smakiem, zapachem i kolorami.
*Za wszystkie dania zapłaciłam – dowóz kosztował mnie 15 zł.
Jeśli jesteście ciekawi, co dobrego możecie spróbować w Yoko zapraszam Was na ich stronę internetową oraz facebook’a. I pamiętajcie – zamawiajcie jedzenie zawsze bezpośrednio z restauracji – macie wtedy większą kontrolę nad daniami i zawsze będziecie w stu procentach zadowoleni!

ul. Stare Miasto 17/21, tel. 89 533 88 33
http://www.sushiolsztyn.pl/
https://www.facebook.com/yokoolsztyn/
Restaurant Week – kolejna edycja ruszyła na Warmii i Mazurach!
Restaurant Week powrócił na Warmię i Mazury z wielkim hukiem! W tym roku miałam ogromną przyjemność zostać ambasadorką w ramach wydarzenia “Idę na Restaurant Week Warmia i Mazury”. Zaproszenie dostałam do Yoko Restaurant & Sushibar, mieszczącej się na Starym Mieście 17 w Olsztynie. Oto co zaserwował Szef Kuchni i jego załoga.
Przystawka: Tarta z kurczakiem teriyaki, grzybami eryngi (boczniak królewski,) kiełkami mung i papryczką.


MENU B:
Przystawka: Tamagoyaki (omlet z warzywami) – 5 kawałków podawanych z sosem słodko-ostrym.
Omlet bardzo puszysty. Ze słodko-ostrym sosem tworzy spójną i smaczną kompozycję. Jak na przystawkę to jednak dla mnie bardzo solidna porcja – po sześciu kawałkach czułam się już dobrze nakarmiona 😉
Danie główne: Bakłażan faszerowany grzybami mun, cieciorką, kapustą pekińską i kaszą bulgur.
Dwie połówki bakłażana dobrze nafaszerowane. Cieszy mnie, że całe danie przez długi czas było ciepłe. To dla mnie bardzo ważne w daniu głównym. Farsz bardzo interesujący w smaku. Muszę powiedzieć, że ta pozycja bardzo mnie zaskoczyła, gdyż nigdy wcześniej nie jadłam takiego połączenia. Odkryłam nowy smak. Mieszanka smaków – kwaśny i pikantny, przełamany słodyczą. Uwielbiam kasze pod każdą postacią, a to była zupełna nowość. Duży plus.
Deser: Pudding ryżowy z mango lassi
Pudding ryżowy bardzo dobry. Na dole kawałki awokado, na górze mus z mango. Jednak po tak obfitej przystawce i daniu głównym zjadłam zaledwie parę kęsów.Mogłoby być nieco lżej na koniec.
Po przystawce szef kuchni poczęstował nas dodatkowo dwoma kawałkami sushi uramaki. Obie wersje były bardzo smaczne.
Menu A – pieczony łosoś, kawior tobiko, sałata, serek, ogórek, awokado,
Menu B – mango, serek, sałata, ogórek, tykwa, daikon
Po kolacji wyszłam naprawdę porządnie najedzona! Było smacznie, a największym zaskoczeniem był bakłażan. Bardzo dziękuję za mile spędzony czas!
A teraz kilka słów o samym Restaurant Week dla tych, którzy jeszcze się w nim nie rozsmakowali.
W dniach od 18.04 do 30.04.2018 najlepsi Szefowie Kuchni przygotowali dla Was popisowe trzydaniowe doświadczenia restauracyjne w festiwalowej cenie 49zł. W menu przystawka, danie główne i deser. Dodatkowo zawiera się w niej także niespodzianka od sponsorów wydarzenia!
Jak zarezerwować stolik?
- Później wybieracie interesujący was region – w tym przypadku wybieramy Warmię i Mazury oczywiście 🙂
- Po kliknięciu zostaniecie przeniesieni na stronę, gdzie znajdziecie listę restauracji, które biorą udział w Restaurant Week na Warmii i Mazurach. Tam przeczytacie szczegółowe menu każdej z restauracji. Do wyboru macie wariant A i B. Sami decydujecie, co Wam bardziej zasmakuje 😉
- Klikając REZERWACJA przeniesiecie się na stronę , gdzie zaznaczacie listę gości, datę, godzinę, a na koniec zaznaczacie dla każdego gościa wybrane menu (A lub B). Dodatkowo możecie podać uwagi dla restauratora (np. informację o alergenach, poprosić o krzesełko dla dziecka).
- Później pozostaje już tylko podać Wasze dane i gotowe! Prawda, że proste?
- Jeśli wybieracie sie większą ekipą to cenna informacja, że ÓSMY GOŚĆ GRATIS! Przy rezerwacji 8-osobowe stolika, płacisz tylko za siedmiu Gości!
Ile czasu możecie się gościć? Wasz czas to 90 minut, po nim będą czekać już następni goście. Macie zatem równe szanse. Gwarantuje Wam, że to czas wystarczający, by delektować się porządnie każdą z pozycji wybranego przez Was menu.
W tym roku udział biorą same perełki na kulinarnej mapie Warmii i Mazur. Do wyboru macie takie miejsca, jak:
Czas płynie nieubłaganie – spieszcie się moi kochani, bo kolejna edycja Restaurant Week dopiero na jesieni! Zatem wchodźcie na stronę wydarzenia, rezerwujcie stolik i rozsmakujcie się w najlepszych festiwalowych pozycjach od początku do końca z kimś dla Was najbliższym – smacznego!
P.S. Przede mną jeszcze jedna wizyta w ramach Restarant Week. Gdzie się wybiorę? Jak będzie – czy smacznie? O tym już wkrótce. Bądźcie czujni – ciekawe, czy też wybierzecie ten lokal 🙂