Koń na biegunach – miejsce, które galopem podbiło moje serce

Uwielbiam odkrywać nowe miejsca. I choć zazwyczaj zabieram Was w kulinarne podróże, dziś zabieram Was nieco dalej – do Glaznot, malutkiej miejscowości z ogromnym sercem. Tam, na uboczu, wśród zieleni i czułości do zwierząt, działa stajnia o uroczej nazwie Koń na biegunach.I choć brzmi bajkowo, to dzieje się tu magia zupełnie prawdziwa.

Dla moich dzieci to był prawdziwy raj. Mogły czesać kucyki, przytulać konie, przyglądać się, jak się je siodła i dlaczego kaski są ważne. To były chwile pełne czułości i dziecięcego zachwytu – a widok ich uśmiechów był dla mnie absolutnym hitem. Mnie zaś urzekła wycieczka na pastwisko i widok dziko galopujących koni – coś wspaniałego!

Za wszystkim stoi cudowna pani Monika – pasjonatka, pełna ciepła i zrozumienia dla zwierząt. Konie są tu zadbane, a atmosfera naturalna i niezwykle przyjazna. Można tu oddychać, spacerować, rozmawiać i choć na chwilę zatrzymać czas. Można też poleżeć na trawie i popatrzeć w niebo!

Zupełnie przypadkiem, rozmawiając z właścicielką dowiedziałam się, że już w najbliższy weekend odbędzie się tu wyjątkowa Noc Kupały – tradycyjne święto ognia, wody, magii i miłości. Z pleceniem wianków, wieczorną muzyką, konnym pokazem, pokazem ognia i tańcem przy ognisku, ze słowiańskimi rytuałami. W rytmie bębnów i starodawnych pieśni będzie można dać się ponieść radosnej celebracji życia!

Zobaczcie na filmiku, jak fantastycznie było rok temu: https://fb.watch/Ag3b1TX99h – więcej też w wydarzeniu: https://www.facebook.com/events/967558952239184

Więcej zdjęć, historii i aktualnych wydarzeń znajdziecie na Facebooku:

Stajnia Koń na biegunach – oficjalny fanpage  

Możecie też poczuć klimat miejsca na Instagramie:

@kon_nabiegunach  

Ten wpis nie jest sponsorowany, piszę o wszystkim prosto z serca. Od lat promuję regionalne, prawdziwe, pełne duszy miejsca. Koń na biegunach to jedna z takich perełek: łagodne i naturalne, jak letni wiatr, który przynosi zapach łąk i rżenie koni.

Przyjedźcie posłuchać ciszy.

Wypatrujcie koni.

I dajcie się porwać na chwilę w miejsce, które naprawdę zostaje w sercu.

Z miłością (i trochę z tęsknotą za dzieciństwem), Wasza Sajko N.

Mazurska Piwnica – odkrycie, które warto mieć w kuchni (i na imprezowej desce :)

Jeśli znacie mnie już trochę, to wiecie, że mam słabość do dobrego jedzenia w słoiku – zwłaszcza, kiedy stoi za nim jakość, smak i fajna historia. I właśnie dlatego totalnie wpadłam po uszy w Mazurską Piwnicę. To marka z Giżycka, która robi świetne rzemieślnicze rzeczy: pasztety, smarowidła, bigos, pulpety i inne dobrocie, które pachną dzieciństwem, a smakują jak najlepsze domowe jedzenie.

Ostatnio dostałam w prezencie paczkę i postanowiłam, że na pierwszy ogień poleci pâté z wątróbki z figą – kremowe, delikatne, z fajną słodyczą. I powiem Wam jedno: to jest złoto na każdą imprezę, majówkę, spotkanie z przyjaciółmi przy winie albo nawet na samotny wieczór na balkonie z kieliszkiem białego i ulubioną playlistą. Zrobiłam z tego takie grzanki, że nie możecie ich pominąć! Pewnie tego nie wiecie, ale jestem przeogromną fanką pate!

A teraz do dzieła!

Składniki:

• 1 słoiczek pâté z figą od Mazurskiej Piwnicy

• 1 bagietkę

Na konfiturę z czerwonej cebuli:

• 2 czerwone cebule

• olej do smażenia

• 3 łyżki moidu miodu

• 2 łyżki octu balsamicznego + 2 łyżki octu z czerwonego wina

• sól, pieprz

• do wykończenia: plasterki gruszki i prażone pistacje

Przygotowanie:

Cebulę podsmażacie, aż się zeszkli, dodajecie miód i octy, przyprawiacie i dusicie, aż zrobi się z tego cudowna, lepiąca konfitura. Bagietkę kroicie na kromki, podpiekacie w piekarniku. Każdą grzankę smarujecie pasztetem, dodajecie cebulkę, gruszkę i pistacje. I gotowe.

Wygląda pięknie, smakuje jeszcze lepiej, a jak się jeszcze położy na desce i zaserwuje z kieliszkiem czegoś chłodnego – no sztos!

Jeśli macie ochotę na te smakołyki, na szczęście nie musicie jechać aż do Giżycka! Ich słoiczki znajdziecie w Spiżarni Warmińskiej w Tomaszkowie – w każdą sobotę. A jak macie lenia, to spokojnie można też zamówić online – bo kto dziś nie kocha jedzenia z dostawą? 🙂

Spróbujcie i dajcie znać, co najbardziej Wam smakowało. No i jak smakowały Wam moje grzaneczki 🙂

*Przepis powstał przy współpracy z Mazurską Piwnicą.

Żurek wielkanocny z borowikami i białą kiełbasą z Warmii

Wielkanoc bez żurku? Nie u mnie!

Ten przepis pachnie moim domem, dzieciństwem i świętami przy dużym stole. U nas w domu zawsze był obowiązkowy: dobrze doprawiony, lekko kwaśny, z grzybowym aromatem i białą kiełbasą z lokalnej masarni. W wersji, którą Wam dziś zostawiam, znajdziecie wszystko, co kocham – suszone borowiki, domowy zakwas, porządną kiełbasę i szczyptę chrzanu, który dodaje charakteru.

To taki żurek, przy którym chce się usiąść z rodziną, pogadać, pośmiać się i poprosić o dokładkę.

Zostawiam Wam przepis, który w moim domu sprawdza się od lat – może i u Was zagości na dłużej? Smacznego! 🙂

Żurek wielkanocny z borowikami i białą kiełbasą z Warmii

Składniki:

• 2 opakowania włoszczyzny (marchew, pietruszka, seler, por – możesz pokroić na mniejsze kawałki)

• 2 litry wody

• 1 litr domowego zakwasu na żur (tu znajdziesz mój przepis: https://www.sajkofankasmaku.pl/uncategorized/idealny-zakwas-na-zurek-wielkanocny/ )

• 3 liście laurowe

• 5 ziaren ziela angielskiego

• 1 łyżka kolorowego pieprzu w ziarnie

• garść suszonych borowików (namoczonych wcześniej w ciepłej wodzie, najlepiej przez noc)

• 1 opakowanie białej kiełbasy z Zakładów Mięsnych Warmia

• 1 łyżeczka musztardy Dijon

• 2 łyżeczki chrzanu (świeżo tartego lub dobrego jakościowo ze słoika)

• sól, pieprz do smaku

• suszony majeranek (sporo – żurek lubi majeranek!)

Do podania:

• jajka ugotowane na twardo

• dodatkowy chrzan i majeranek

Przygotowanie:

  1. Zacznij od wywaru. W dużym garnku umieść włoszczyznę, dodaj 2 litry wody, liście laurowe, ziele angielskie, ziarna pieprzu i borowiki wraz z wodą, w której się moczyły (ale bez osadu z dna). Gotuj na małym ogniu ok. 2 godzin.
  2. Wyjmuj włoszczyznę i grzyby. Wrzuć całą kiełbasę i dolej zakwas na żurek, musztardę Dijon, chrzan, dopraw sporą ilością majeranku, solą i pieprzem. Niech się powoli gotuje w aromatycznym bulionie przez 15-20 minut. Kiełbasa odda smak i nada tłustości wywarowi. Nie doprowadzaj do wrzenia, by nie stracić smaku zakwasu.
  3. Spróbuj – żurek powinien być lekko kwaskowy, dobrze doprawiony, z nutą grzybów i białej kiełbasy.
  4. Podawaj gorący, z jajkiem na twardo, odrobiną chrzanu i posypany majerankiem. Świetnie smakuje też z kromką razowego chleba i domową wędzonką.

To nie tylko zupa – to serce świątecznego stołu. Pachnie jak dom, las i Wielkanoc.

Smacznego i Wesołych Świąt! 

Sezonowe pyszności w Nowym Retro – Restaurant Week w Hotelu Wileńskim w Olsztynie

Wiosna to idealny czas, by celebrować smaki. A czy może być lepsza okazja niż Restaurant Week Polska? Festiwal, który łączy wyjątkowe restauracje z głodnymi wrażeń smakoszami – i to dosłownie! Tym razem odwiedziliśmy restaurację Nowe Retro w Hotelu Wileńskim w Olsztynie i… przepadliśmy.

Już od progu wita nas przytulne, stylowe wnętrze – połączenie klasyki i współczesnego designu. Idealne miejsce na randkę, rodzinny obiad czy wieczorne spotkanie z przyjaciółmi.

A to, co dzieje się na talerzu… to już prawdziwa poezja.

Spróbowaliśmy obu festiwalowych menu i każde zachwycało: świeżością, pomysłem, jakością składników i formą podania. Wszystko wyglądało bajecznie i smakowało jeszcze lepiej.

Menu A otworzyło kremowe cudo – zupa z pieczonych ziemniaków z chrzanową śmietanką i chrustem z pora, lekko pikantna, aksamitna, pełna umami. Potem – duszone w cydrze policzki wieprzowe, które dosłownie rozpływały się w ustach, w towarzystwie polenty, puree z kalafiora i brokuła w maśle migdałowym. A na deser? Kremowy sernik crème brûlée z musem mango – klasyka z tropikalnym twistem. Obłęd! p.s. nie znajdziecie tu zdjęcia, gdyż sernik zniknął, nim zdążyłam wyjąć aparat – zasługa moich małych smakoszek 😉

Menu B było równie genialne – carpaccio z żółtego buraka z rukolą, rokitnikiem i pestkami dyni – lekkie, świeże, wiosenne. Danie główne zaskoczyło: stek z kalafiora z hummusem i salsą verde, z chipsami z jarmużu – wegetariański strzał w dziesiątkę. Jestem ogromną fanką steków z kalafiora i ta wersja, jak dla mnie mega pro! Jadałbym co drugi dzień 🙂 Na finał: ciastko z pistacjowym kremem i mleczną czekoladą, inspirowane stylem dubajskich deserów. Niby małe, a totalnie uzależniające, chrupiące, a jednocześnie bardzo czekoladowe.

Restaurant Week to kulinarne święto, które odbywa się kilka razy do roku w wybranych miastach Polski. W każdej restauracji można spróbować specjalnego trzydaniowego menu w cenie 69,99 zł przygotowanego specjalnie na tę okazję. To świetna okazja, żeby poznać nowe smaki, odwiedzić miejsca, w których jeszcze się nie było i… zakochać się w dobrej kuchni na nowo!

Tegoroczna wiosenna edycja trwa do 17 kwietnia! Rezerwacji dokonujesz online, szybko i wygodnie – i już wiesz, że czeka Cię smakowita przygoda. (link do rezerwacji: Rezerwuję!).

Gorąco polecam nie tylko Nowe Retro, ale i inne restauracje biorące udział w festiwalu na Warmii i Mazurach. To nie tylko okazja do jedzenia – to celebracja smaku, radości i wspólnego stołu. Zdecydowanie warto! 🙂

Karczma w Stodole – czyli jak schabowy i żurek mogą poprawić Ci dzień!

Mam w końcu chwilę, żeby nadrobić blogowe zaległości, bo to miejsce zasługuje na solidny wpis i kilka słów zachwytu. Karczma w Stodole w Tomaszkowie – jeśli jeszcze nie byliście, to naprawdę… nie wiem, na co czekacie! Do Karczmy trafiłam z zaproszenia – i absolutnie się nie zawiodłam. To jedno z tych miejsc, gdzie czas zwalnia, pachnie chlebem z pieca, wędzonką i czosnkiem, a wszystko jest jakieś takie… prawdziwe.

Wnętrze? Rustykalny sen! Drewno, koronki, stare naczynia, miękkie światło – klimat totalnie mój, ciepły, domowy i przytulny. Taki, w którym od razu czujesz się jak u siebie, tylko lepiej, bo ktoś jeszcze gotuje dla Ciebie obłędne rzeczy.

To miejsce spokojnie można odwiedzić z dzieciakami – jest menu dla najmłodszych, przestrzeń do spokojnego siedzenia, a atmosfera sprzyja zarówno rodzinom, jak i spotkaniom z przyjaciółmi. Dziewczyny zajęły się rosołkami i domowymi polędwiczkami z kurczaka, a ja mogłam w spokoju zająć się… najważniejszym: testowaniem moich dań 🙂

Nie mogłam nie zamówić klasyki – i dobrze zrobiłam. Schabowy w Karczmie w Stodole to legenda. Wielki, soczysty, z cudownie chrupiącą panierką i ziemniaczkami z koperkiem – do tego moja ulubiona surówka z buraczków. I serio – porcja tak solidna, że można śmiało dzielić się na pół – mój mąż zawsze korzysta na wizytach ze mną!

A na rozgrzewkę? Żurek. I to nie byle jaki. Gęsty, aromatyczny, na prawdziwym zakwasie, z białą kiełbasą, jajkiem i pajdą domowego chleba. Totalny comfort food – taki, co koi duszę i żołądek.

Po takich solidnych porcjach zupy i dania głównego długo zastanawiałam się, czy znajdę miejsce na deser. No ale któż odmówiłby sobie gorącego, płynącego czekoladą fondanta, podanego z lodami waniliowymi. Dziewczynki oczywiście pomogły mi w konsumpcji – u nas w domu wszyscy kochamy czekoladę. Spójrzcie, jak cudownie się prezentuje!

Nie myślcie, że wyjdziecie z pustymi rękami. Można tu kupić wszystko to, co pyszne i swojskie. Domowe wędzonki, boczki, kiełbasy, przetwory, a nawet chleb wypiekany na miejscu. Nic nie przebije poranka z pajdą chleba z masłem i kiszonym ogórkiem z Tomaszkowa!

Podsumowując – jadłabym codziennie!

Karczma w Stodole to nie tylko restauracja – to miejsce, gdzie serwuje się wspomnienia. Wszystko smakuje jak kiedyś – tylko lepiej, bo bez stresu, z uśmiechem i w cudownym klimacie. Jeśli szukacie kuchni regionalnej z duszą i prawdziwym smakiem – koniecznie wpiszcie to miejsce na swoją listę.

Czy wrócę? Z pewnością!

Czy tęsknię za tym żurkiem? Bardzo.

Czy chcę teraz chleba z ich smalcem? Oczywiście 😉

Zajrzyjcie na social media Karczmy w Stodole i bądźcie na bieżąco:

https://www.facebook.com/karczmawstodole

Złoty Klucz śródmieście – idealne miejsce, by zacząć pysznie dzień!

Olsztyn to miasto, które zawsze potrafi mnie zachwycić – nie tylko swoim klimatem, pięknymi jeziorami i urokliwą starówką, ale też smakami, które można tu odkrywać bez końca. A jeśli mowa o smakach, to w mojej osobistej mapie kulinarnej jedno miejsce zajmuje szczególne miejsce – Złoty Klucz.

To właśnie tutaj, jeszcze w czasach studenckich, podjadałam kultową W-Zkę i ponczówkę, celebrując drobne przyjemności dnia codziennego. To stąd przyjechał mój tort weselny, który był nie tylko piękny, ale i niezapomniany w smaku. Dziś Złoty Klucz to już nie tylko cukiernia, ale i pełnoprawna restauracja – i to jaka! Złoty Klucz Śródmieście, bo o nim mowa, to miejsce, które łączy w sobie dwie rzeczy, które kocham: dobre jedzenie i piękne wnętrza.

Kuchnia z sercem i pasją

Lokal przy ul. Dąbrowszczaków to nie tylko świetne położenie w samym centrum Olsztyna, ale przede wszystkim kuchnia, którą prowadzi Tomasz Bonisławski – szef o niezwykłym kulinarnym wyczuciu. Menu, choć pełne klasyki, jest przemyślane i bazuje na najlepszych lokalnych składnikach: pieczywo od BoChenka, wędliny z Bastionu Smaku, ryby z łowiska Kaborno, sery z Serowarni Mazurskiej. Taki dobór produktów sprawia, że każda potrawa ma wyjątkową głębię smaku.

Mówią, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia – a w Złotym Kluczu to także jeden z najsmaczniejszych! Wybór nie jest łatwy, bo w karcie same perełki. Ja postawiłam na coś, co zawsze poprawia mi humor: tost pszenny z awokado (36 zł).

Brzmi dobrze? Smakuje jeszcze lepiej! Chleb pszenny BoChenek, kremowe awokado, jajko sadzone, świeże warzywa i delikatny, miodowy sos – połączenie, które nie tylko syci, ale i rozpieszcza podniebienie. Było w tym śniadaniu coś luksusowego, mimo że jego składniki są tak proste. Czy miało milion kalorii? Może i tak, ale za to ile satysfakcji!.


Dla tych, którzy preferują bardziej konkretne propozycje, polecam sztandarową pozycję: tost Benedykt a’la Złoty Klucz (34 zł). To śniadanie, które zaspokoi nawet największy głód: smażony chleb BoChenek, jajko sadzone, chrupiący boczek i szynka, a do tego obłędny maślany sos na żółtku z czosnkiem niedźwiedzim. Brzmi jak śniadaniowy ideał, prawda?


Co ważne, Złoty Klucz Śródmieście to miejsce przyjazne dzieciom, co dla mnie, jako mamy, jest ogromnym plusem. W menu dziecięcym znajdziemy m.in. naleśniki jogurtowe (32 zł) – lekkie jak chmurka, wypełnione delikatnym kremem mascarpone z twarogiem i podane z konfiturą oraz świeżymi owocami. Oczywiście skusiłam się na kilka kęsów (testowanie to obowiązek!) i muszę przyznać – były rewelacyjne!

Jedzenie to jedno, ale atmosfera w Złotym Kluczu jest równie wyjątkowa. Ciepłe, przytulne wnętrze, piękne detale i elegancka, ale nieprzesadzona aranżacja sprawiają, że można tu spędzić długie godziny, delektując się jedzeniem, rozmowami i dobrą kawą.

Na pewno wrócę tu jeszcze nie raz – zarówno na śniadanie, jak i na obiad, bo wiem, że ta kuchnia ma jeszcze wiele do zaoferowania. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji odwiedzić Złotego Klucza Śródmieście, to serdecznie polecam – to zdecydowanie jedno z miejsc wartych odwiedzenia na kulinarnej mapie Olsztyna!

Więcej informacji znajdziecie na:

oraz na Social Mediach restauracji:

https://www.facebook.com/profile.php?id=100093350062934

https://www.instagram.com/zloty_klucz_restauracja

Post nie jest sponsorowany. Ma na celu pokazanie miejsc wartych odwiedzenia w Olsztynie i jest to moja osobista recenzja tego miejsca.

Policzki wieprzowe wolno gotowane z puree z kalafiora i surówką z czerwonej kapusty

Produkty wolno gotowane dają nam ogrom możliwości w tworzeniu szybkich i pysznych potraw. Policzki wieprzowe z Warmii, które ostatnio miałam okazję testować, idealnie sprawdziły się jako świąteczne danie. Pieczone w sosie śmietanowo-grzybowym sosie, z dodatkiem puree z kalafiora i surówką z czerwonej kapusty tworzą cudowne danie, niczym z najlepszej restauracji! Zabawcie się w szefa kuchni i gotujcie – smacznego!

Policzki wieprzowe wolno gotowane z puree z kalafiora i surówką z czerwonej kapusty

Receptura na 4 porcje:

Czas przygotowania: 35 minut

Składniki:

– 1 opakowanie policzków wieprzowych ZM Warmia

– 100 g suszonych grzybów + szklanka wody do namoczenia grzybów

– 100 ml śmietanki 30 %

– 1 łyżeczka ziaren kolorowego pieprzu

– 1 łyżeczka nasion kolendry

– 3 ziela angielskie

Puree z kalafiora:

– 1 kalafior, podzielony na różyczki

– 100 ml mleka

– 100 ml wody

– 20 g masła

– ¼ łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej

– ½ łyżeczki soli

– ½ łyżeczki mielonego pieprzu

Surówka:

– 400 g kapusty czerwonej

– 1 duże jabłko

– olej rzepakowy tłoczony na zimno

– sok z ½ cytryny

– 1 łyżeczka cukru

– ½ łyżeczki soli

– ½ łyżeczki pieprzu

Przygotowanie:

Suszone grzyby zalej wodą i namaczaj pod przykryciem przez 3 godziny. Następnie gotuj w tej samej wodzie, na wolnym ogniu przez 30 minut.

Policzki wieprzowe rozłóż na dużej blaszce, dodaj grzyby i wodę, w której gotowały się grzyby. Dodaj śmietankę. Dopraw kolorowym pieprzem, zielem angielskim i ziarnami kolendry. Zapiekaj przez 25 minut w 190 stopniach C.

Przygotuj puree z kalafiora: Różyczki kalafiora włóż do garnka, zalej mlekiem i wodą. Gotuj na małym ogniu, aż kalafior będzie miękki. Kalafiora przełóż do blendera, dodaj masło i przyprawy. Zmiksuj na gładko.

Surówka: czerwoną kapustę pokrój w bardzo cienkie plasterki. Dodaj starte na dużych oczkach jabłko. Dopraw olejem, solą, pieprzem, sokiem z cytryny i cukrem, dokładnie wymieszaj.

Upieczone policzki podawaj z puree z kalafiora i surówką.

Smacznego!

*Przepis powstał przy współpracy z Zakładami Mięsnymi Warmia z Biskupca

Mini bezy z kremem matcha-pistacja


Z myślą o miłośnikach lekkich, chrupiących deserów, które rozpływają się w ustach, te mini bezy z kremem matcha-pistacja są propozycją, której nie można przegapić. Połączenie delikatnej, lekko ciągnącej bezy z wyrafinowanym kremem na bazie śmietanki, mascarpone i pistacji, a do tego nuta herbaty matcha – to prawdziwa uczta dla podniebienia i oczu! Idealnie sprawdzą się na każdą okazję – od rodzinnych spotkań po eleganckie przyjęcia. Zainspirujcie się przepisem i przygotujcie ten wyjątkowy deser, który zachwyci zarówno wyglądem, jak i smakiem. Gotowi? Do dzieła! 🙂

Mini bezy z kremem matcha-pistacja 

Bezy: 

  • 6 białek z jaj rozmiar L
  • 300 g drobnego białego cukru do wypieków
  • szczypta soli
  • 1 łyżeczka octu jabłkowego lub soku z cytryny 
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej

Krem do bezy:

  • 250 ml śmietanki 30 % lub 36 % (będzie bardziej kremowy)
  • 250 g serka mascarpone
  • 3 płaskie łyżki cukru pudru
  • 2 łyżki pasty pistacjowej 
  • 1 łyżeczka herbaty matcha 

Do dekoracji: świeże owoce– ulubione, herbata matcha, siekane pistacje, biała czekolada 🙂 

Beza – przygotowanie:

  1. Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni C góra-dół.
  2. Do dużej miski wrzucamy białka, dodajemy szczyptę soli i ubijamy pianę, aż będzie sztywna.
  3. Zaczynamy dodawać cukier do białek – 1 łyżka – 2 minuty kręcenia miksera. Powtarzać czynność, aż skończy się cukier, a beza zrobi się szklista i błyszcząca. Na koniec dodajemy ocet jabłkowy lub sok z cytryny. Wyłączamy mikser, dosypujemy mąkę ziemniaczaną i delikatnie mieszamy łyżką do połączenia składników. 
  4. Na papierze do pieczenia formujemy gniazdka bezowe. Ja użyłam rękawa cukierniczego i końcówki cukierniczej z okrągłym otworem (podobnie nakładałam krem na upieczoną bezę). 
  5. Wkładam bezy do piekarnika i piekę w 100 stopniach C przez 2,5 godziny na termo obiegu.
  6. Po upieczeniu wianuszki zostawić w piekarniku, aż piekarnik całkiem ostygnie. Gdy piekarnik wystygnie na maksa studzimy bezę przy lekko uchylonych drzwiczkach (ja wkładam drewnianą łyżkę, bądź ściereczkę złożona w drzwiczki). Wtedy beza będzie wysuszona z zewnątrz, a w środku miękka i puszysta. 

Krem – przygotowanie:

  1. Ubić mikserem na sztywno śmietankę z cukrem pudrem. 
  2. Dodawać po łyżce serka mascarpone, aż masa stanie się jednolita i gładka. 
  3. Na koniec dodać krem pistacjowy i herbatę matcha. 

Na mini bezy układamy krem i resztę dodatków, podajemy od razu na stół, bądź możemy schłodzić bezę przez kilka godzin i dopiero podawać na stół. Najsmaczniejsze bezy są przygotowane tego samego dnia, a maksymalnie możecie trzymać je dwa dni w lodówce. Potem nie będą już takie chrupiące, jakbyście tego chcieli. 

Mam nadzieję, że będzie Wam smakowało – smacznego!

@sajkofanka_smaku

Mini bezy z kremem matcha-pistacja Bezy: * 6 białek z jaj rozmiar L * 300 g drobnego białego cukru do wypieków * szczypta soli * 1 łyżeczka octu jabłkowego lub soku z cytryny * 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej Klasyczny krem do bezy: * 250 ml śmietanki 30 % lub 36 % (będzie bardziej kremowy) * 250 g serka mascarpone * 3 płaskie łyżki cukru pudru * 2 łyżki pasty pistacjowej * 1 łyżeczka herbaty matcha Do dekoracji: świeże owoce– ulubione, herbata matcha, siekane pistacje, biała czekolada 🙂 Beza – przygotowanie: 1. Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni C góra-dół. 2. Do dużej miski wrzucamy białka, dodajemy szczyptę soli i ubijamy pianę, aż będzie sztywna. 3. Zaczynamy dodawać cukier do białek – 1 łyżka – 2 minuty kręcenia miksera. Powtarzać czynność, aż skończy się cukier, a beza zrobi się szklista i błyszcząca. Na koniec dodajemy ocet jabłkowy lub sok z cytryny. Wyłączamy mikser, dosypujemy mąkę ziemniaczaną i delikatnie mieszamy łyżką do połączenia składników. 4. Na papierze do pieczenia formujemy gniazdka bezowe. Ja użyłam rękawa cukierniczego i końcówki cukierniczej z okrągłym otworem (podobnie nakładałam krem na upieczoną bezę). 5. Wkładam bezy do piekarnika i piekę w 100 stopniach C przez 2,5 godziny na termo obiegu. 6. Po upieczeniu wianuszki zostawić w piekarniku, aż piekarnik całkiem ostygnie. Gdy piekarnik wystygnie na maksa studzimy bezę przy lekko uchylonych drzwiczkach (ja wkładam drewnianą łyżkę, bądź ściereczkę złożona w drzwiczki). Wtedy beza będzie wysuszona z zewnątrz, a w środku miękka i puszysta. Krem – przygotowanie: 1. Ubić mikserem na sztywno śmietankę z cukrem pudrem. 2. Dodawać po łyżce serka mascarpone, aż masa stanie się jednolita i gładka. 3. Na koniec dodać krem pistacjowy i herbatę matcha. Na mini bezy układamy krem i resztę dodatków, podajemy od razu na stół, bądź możemy schłodzić bezę przez kilka godzin i dopiero podawać na stół. Najsmaczniejsze bezy są przygotowane tego samego dnia, a maksymalnie możecie trzymać je dwa dni w lodówce. Potem nie będą już takie chrupiące, jakbyście tego chcieli. Mam nadzieję, że będzie Wam smakowało – smacznego! Produkcja @Łukasz Pączkowski #beza #bezy #meringue #deser #dessert #fyp #foryoupage #dc #dlaciebie #culinarycontent #foodtok #foodvideo #przepis #olsztyn #foodietok #deserdnia #matcha #pistacje #foodcontent #tiktokfood

♬ dźwięk oryginalny – sajkofanka_smaku

Drożdżówki z gruszkami, chałwą i migdałami

Pierwszy raz z tym połączeniem smaków spotkałam się w olsztyńskiej piekarni rzemieślniczej BoChenek. To była miłość od pierwszego kęsa… 😉

Ostatnio moja córa się rozchorowała i poprosiła mnie o drożdżówki. Postanowiłam, że spróbuję odtworzyć to słynne połączenie w mojej kuchni. Gruszki totalnie wpisują się w jesienny klimat i uwierzcie mi to jest prawdziwa rozkosz, zajadanie tych bułeczek, po wyjęciu prosto z pieca! Przy okazji tworzenia odkryłam, jak wspaniale mąka do pizzy robi ciastu drożdżowemu. A wszystko to dlatego, że zabrakło mi w domu zwykłej mąki… Ale tak właśnie powstają najlepsze przepisy, które zostają z nami na dłużej. Mam nadzieję, że i ten z Wami zostanie.

Wypróbujcie – smacznego!

Drożdżówki z gruszką, chałwą i migdałami

Receptura na 8 dużych drożdżówek

Zaczyn:

  • 250 ml mleka
  • 80 g cukru
  • 35 g świeżych drożdży

Ciasto:

  • 400 g mąki pszennej 450 lub mąki orkiszowej 650
  • 150 g mąki do pizzy 00
  • 80 g miękkiego masła
  • 2 żółtka
  • 1 łyżeczka cukru migdałowego
  • 1 szczypta soli
  • zaczyn drożdżowy przygotowany wcześniej

Kruszonka:

  • 40 g zimnego masła
  • 50 g mąki pszennej
  • 25 g cukru
  • 25 g cukru migdałowego

Nadzienie:

  • dwie, duże, dojrzałe gruszki (najlepiej odmiany konferencja)
  • 4 łyżki stołowe płatków migdałów
  • 100 g chałwy

Dodatkowo: białko do posmarowania bułeczek, papier do pieczenia (pieczemy na dużej blaszcze piekarnikowej), pędzelek do smarowania białka.

Przygotowanie:

  1. Zaczyn: mleko podgrzać do temperatury około 30 stopni, rozpuścić cukier, pokruszyć drożdże. Poczekać, aż zaczyn zacznie pracować.
  2. Ciasto: Wszystkie składniki wsypać do dużej miski, dodać pracujący zaczyn drożdżowy, wyrobić. Zagniecione ciasto przykryć czystą ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na godzinę.
  3. Przygotować kruszonkę: wszystkie składniki połączyć ze sobą, tworząc kruszonkę (można to zrobić także za pomocą TM6 lub malaksera). Gotową kruszonkę przesypać do miseczki i schować do lodówki, przyda się później 😉
  4. Przygotować gruszki: Gruszki umyć, usunąć ogonki, przekroić na pół wzdłuż, usunąć gniazda nasienne, a następnie przekroić jeszcze raz na pół wszerz.

5. Z wyrośniętego ciasta uformować 8 kulek.

6. Na blaszce rozłożyć papier do pieczenia, na papierze w większych odstępach kulki. Kulki drożdżowe następnie rozpłaszczyć na środku szklanką, tworząc wgłębienie.

7. W każdym wgłębieniu ułożyć kawałek gruszki, posypać wnętrze gruszki chałwą i płatkami migdałów. Brzegi wysmarować białkiem, a na koniec bułeczki posypać kruszonką.

8. Odstawić jeszcze na chwilę do wyrastania i włączyć piekarnik na 185 stopni (termoobieg).

9. Gdy piekarnik się nagrzeje wstawiamy blaszkę. Bułeczki pieczemy, aż będą rumiane – koło 20-25 minut w 185 stopniach C (termoobieg).

A teraz spójrzcie, jak prezentują się po upieczeniu… 😉

Kozi ser zapiekany z figami, gruszkami i śliwkami

Czy istnieje bardziej jesienne kombinacja smaków? Kozi ser i sezonowe owoce, zapieczone pod płatkami migdałów, podane ze słodko- kwaśnym kremem balsamicznym i solą ziołową. To połączenie działa na mniej, jak najlepszy afrodyzjak. Pamiętaj, by jeść gorące, najlepiej z czymś chrupiącym, jak grissini czy dobrze podpieczona bagietka. Jeśli nie jesteś fanem koziego sera zamień na fetę, camembert czy burratę. Odważ się jednak spróbować mojego połączenia i otwórz się na nowe smaki.

Sama nie wiem, czy to już deser, czy może jednak wytrwana przekąska… wybór należy do Ciebie 🥰

Kozi ser zapiekany z figami, gruszkami i śliwkami

  • 200 g talarków z roladki z koziego sera
  • 1 duża, dojrzała gruszka
  • 3 śliwki węgierki
  • 4 świeże, dojrzałe figi
  • sól ziołowa
  • dwie łyżki płatków migdałów

Do podania: miód, sos balsamiczny – mogą być też gorące maliny 🙂

Przygotowanie:

  1. Umyj owoce.
  2. Z gruszki usuń gniazdo nasienne, pokrój gruszkę w wiekszą kostkę.
  3. Z figi usuń twardy ogonek i przekrój na cztery części.
  4. Ze śliwki usuń pestkę i przekrój na pół.
  5. W naczyniu do zapiekania na środku ułóż dwa rzędy koziej roladki. Dookoła posyp gruszkę i ułóż figi. Na ser połóż śliwki. Posyp wszystko płatkami migdałów i dopraw solą ziołową.
  6. Zapiekaj 20-25 minut 2. 180 stopniach C (termo oobieg).
  7. Podawaj jeszcze gorące, polane miodem i kremem balsamicznym.

Smacznego!