Syrenkowe party, czyli pomysł na urodzinową imprezkę dla dziewczynki w domu

W dobie sal zabaw urodziny w domu odchodzą trochę do lamusa. A ja z chęcią wracam do czasów dzieciństwa, kiedy mama w domu z okazji mojego święta przygotowywała urocze pucharki z domową galaretką, bitą śmietaną, owocami z puszki i wiórkami tartej czekolady. Jakiż to był rarytas!

Dzisiejszy świat daje nam dużo więcej możliwości, możemy wybierać i przebierać, i to jest fajne. Ale fajniejsze jest, gdy kilka tygodni przed swoimi siódmymi urodzinami moja starsza córka podeszła do mnie i powiedziała, że chciałaby w tym roku urodzinki w domu. Na początku pomyślałam, oł noł! No bo kto to posprząta, ale kiedy uzasadniła, że ona nie chce już urodzin w sali zabaw, bo nie lubi tego hałasu i nie może pobawić się spokojnie tylko z tymi osobami, które lubi, wtedy nastąpiła we mnie konsternacja. Moje małe dziecko staje się dużą dziewczynką ze swoimi potrzebami, więc chce się w nie wsłuchać, bo przecież jej szczęście jest dla mnie najważniejsze.

I tak oto narodził się pomysł na syrenkowe party 😉

Nawet nie wiecie, ile ja miałam frajdy przy organizacji, ale ja od zawsze kocham organizacje imprez, więc poczułam się jak ryba w wodzie.

Balony, girlandy, ściankę, pudełeczka do poprcornu, talerzyki i kubeczki kupiłam na allegro.

W menu oczywiście ulubione owoce: winogrona, borówki, maliny, truskawki, kiwi, mandarynki.

Przygotowałyśmy też muffiny bez jajek i cukru oraz ciasteczka owsiane. A właściwie Kalinka przygotowała, ja tylko pomogłam w upieczeniu 😉

Poniżej znajdziecie przepisy.

Bananowe muffinki bez jajek z czekoladą i borówkami

Przepis na 12 sztuk

  • 200 g dojrzałych bananów
  • 250 g mąki, najlepiej orkiszowej
  • 150 g maślanki naturalnej
  • 50 g oleju
  • 50 g erytrytolu
  • 50 g posiekanej czekolady deserowej
  • 25 g posiekanej czekolady białej
  • po 3 borówki na wierzch (zamiast borówek można dodać banany)

Banany rozgniatamy. Dodajemy olej, maślankę i erytrytol. Mieszamy. Dodajemy powoli mąkę i mieszamy. Możemy dodać łyżeczkę sody oczyszczonej. Na koniec dodajemy czekoladę i delikatnie mieszamy.. Przekładamy do foremek na muffinki do 3/4 wysokości. Pieczemy 30 minut w 180 stopniach (termoobieg). Studzimy na kratce. Smacznego 🙂

Ciasteczka owsiane

Z podanego przepisu wychodzi 12 -14 ciasteczek

  • 200 g płatków owsianych górskich
  • 2 jaja rozmiar L
  • 80 g erytrytolu
  • 40 g oleju lub rozpuszczonego masła
  • 50 g ziaren słonecznika
  • opcjonalnie: suszona żurawina lub rodzynki – około 40 g
  • 1 łyżka stołowa masła orzechowego (jeśli nikt nie ma alergii 😉

Przygotowanie:

Wszystkie składniki wrzucamy do miski i dokładnie mieszamy. Na dużej, płaskiej blaszce układamy papier do pieczenia, na którym łyżką formujemy ciasteczka. Pieczemy w 180 stopniach C przez 20-25 minut. Studzimy na kratce, żeby odparowały.

Tort oczywiście bezowy, na który przepis znajdziecie tutaj: https://www.sajkofankasmaku.pl/uncategorized/idealna-pavlova-istnieje/

Możecie uformować dowolnie 🙂

Na allegro znalazłam też fajne karty zdrapki z zadaniami do wykonania, bo oczywiście zabawy to punkt obowiązkowy. Każdy dostał swoją kartę, a możliwość zdrapania była dodatkową atrakcją. Super, że karty można spersonalizować i wybrać tematykę. Syrenki pasowały do naszego wystroju.

Poza tym były gry w chowanego, kalambury, baba jaga patrzy itp. itd.

Jeszcze raz spójrzcie sami, jak pięknie prezentował się nasz słodki kącik i nasza ścianka.

Zachęcam Was do samodzielnej organizacji imprezek tematycznych – to mega frajda! 🙂

Przyjemny powiew Sirocco na olsztyńskiej starówce

Sirocco, czyli jak mówią źródła: suchy i gorący wiatr wiejący w basenie Morza Śródziemnego. Geneza nazwy jest interesująca, z przyjemnością dowiedziałabym się dlaczego akurat taka nazwa, bo uwielbiam rozwiązywać zagadki związane z nazwami restauracji. Skąd właściciele czerpią inspirację, by ich miejsce nazywało się właśnie tak. Jedno jest pewne, Sirocco jest doskonałym miejscem na spotkanie z przyjaciółmi i rodziną! Obsługa jest tutaj na medal, a czas upływa niezwykle miło i przyjemnie. Dania przygotowane ze szczególną dbałością o estetykę talerza! Zresztą, zaraz zobaczycie sami.

Sirocco to restauracja debiutująca na Restaurant Weeku w Olsztynie.

Przypominam jeszcze szybko, na czym polega festiwal Restaurant Week Polska:

W cenie 69,99 zł możesz spróbować: przystawkę, danie główne i deser, a w prezencie dodatkowo otrzymujesz cocktail od Partnera na bazie Martini Fiero & KINLEY Tonic Water w wersji z alkoholem lub bez. Wystarczy poinformować obsługę o swoich preferencjach.

Odkrywaj najlepsze Restauracje dzięki wygodnym i szybkim rezerwacjom online. Rezerwuj wizualne doświadczenia smakowe i dziel się nimi ze Znajomymi i Bliskimi. Rezerwacji dokonasz na: https://festival.restaurantclub.pl/restaurantweek

Wybierz interesujący Cię region, liczbę osób, menu A lub B, zarezerwuj i opłać. A potem w wybranym terminie staw się w wybranej restauracji i ciesz się smakiem oraz czasem z bliskimi 🙂

Odwiedziłam Sirocco z rodzinką, bo uznałam, że RW to świetna okazja, jakoś zawsze ciężko się zmobilizować, żeby odwiedzić wszystkie lokale na starówce. Myślę, że to był świetny wybór, by odwiedzić to miejsce!

Co dobrego czeka Was w tej edycji w Sirocco?

Menu A

Przystawka: Carpaccio z buraka – marynowany burak, rukola, ser owczy, granat, oliwa ziołowa. Bardzo lekka, klasyczna wersja buraczanego carpaccio, która zaskakuje jednak dopiero po połączeniu wszystkich składników ze sobą. Kremowość serka, ostrośc rukoli, słodycz buraka, kwaskowatość granata. Dorzuciłabym tu jednak więcej oliwy ziołowej, ale ja jestem psychofanką buraków, więc jem je na milion sposobów, stąd moje wzmożone oczekiwania 😉 Przystawka jednak doskonała przed jakże pożywnym i niezwykle zaskakującym daniem głównym.

Danie główne: Makaron tortellini z sepią, farsz z wędzonym łososiem, pomidorki cherry, papryczka peperoni, imbir, świeża bazylia, białe wino, sok z cytryny, oliwa ziołowa.

I za takie dania kocham właśnie Restaurant Week! Ciekawa forma, niebanalny smak, połączenia smaków które zasmakują, a jednocześnie cieszą, bo wiesz, że jesteś we właściwym miejscu i próbujesz czegoś nowego, interesującego, innowacyjnego. Zjadłam wszystkie! 🙂

Deser: Semifreddo waniliowe z płatkami migdałów i karmelem, piana mango, wafelek, owoce, mięta. Wspaniałe! Po tak obfitym obiedzie deser idealny. Lekki, a jednocześnie łączący w sobie różne formy, tak jak lubię najbardziej! Coś chrupie, coś się rozpływa, coś chłodzi, coś odświeża. Jest wszystko! Ach… 😉

Menu B

Przystawka: Krem z selera – pieczony seler, czips z selera, piana z buraka, śmietanka – przepyszny! Bardzo dobrze doprawiony i idealnie wyważony smakowo. I to podanie!

Danie główne: Stek ze schabu sous vide młode opiekane ziemniaki, karmelizowana pietruszka, karmelizowana marchewka, grillowana sałata rzymska, sos miodowo-musztardowy.

Porcja zacna! Dużo warzyw, dużo mięsa, dużo sosu – tak, jak lubimy najbardziej! Soczystość i delikatność mięsa podkręcił wyrazisty sos musztardowy na bazie musztardy francuskiej, której jestem ogromną fanką! Do tego pieczone ziemniaczki i karmelizowane warzywa – ajajaja jak ja lubię taki połączenia! 😉

Deser: Sernik malinowy z mascarpone, mus malinowy, świeże owoce, mięta. Po takim starcie wiedziałam, że finisz na pewni też będzie przyjemny. I nie pomyliłam się. Lekki, jak chmurka serniczek, który zjadłam na spółkę z dziewczynkami. Bardzo lubię takie lekkie desery i z przyjemnością odtworzę go w sezonie truskawkowym w domowym zaciszu.

Na Restaurant Week możecie spokojnie zabrać swoje pociechy. Uprzedźcie tylko wcześniej, rezerwując miejsce, że prosicie stolik dla większej ilości osób – oczywiście możecie dać znać, że będą to Wasze maluszki.

W Sirocco dzieciaki czują się niezwykle przyjemnie. Są kolorowanki i kredki oraz dania dla dzieci. Pyszna pizza, którą nasza siedmioletnia Kalinka zjadła sama całą! A dla tych, co wolą coś pochrupać fileciki z kurczaka z frytkami i surówką. Małe brzuszki były zadowolone i szybko zasnęły na poobiednią drzemkę 😉

Wiosenne edycja Restaurant Week Polska trwa do 24 kwietnia. Macie jeszcze niepowtarzalną okazję spróbować tego pysznego menu. Polecam 🙂

Sajko N.

Idealna Pavlova istnieje!

Moja rodzina i najbliżsi znajomi kochają bezowe wypieki. Zdążyliście już pewnie zauważyć, że i ja lubuję się w ich wypiekaniu. Ostatnio postawiłam sobie wyzwanie, by dobrać odpowiednie proporcje i czas wypieku, by upiec idealną Pavlovą, na którą przepisem będę się mogła z Wami podzielić. I tak oto z dumą, wielką radością, oblizująca jeszcze koniuszki palców po zajadaniu chrupiącej z wierzchu, a w środku miękkiej, jak chmurka bezy tworzę dla Was wpis i jednocześnie trzymam kciuku za Wasze słodkie wypieki!

Pamiętajcie, że dobrze ubite białka jaj w połączeniu z cukrem cudownie błyszczą i dają nam ogrom możliwości do zabawy formą. Jestem bardzo ciekawa, co myślicie o bezowym serduszku. To mój mamy przekaz do Was, że zawsze, cokolwiek tworzę, powstaje z myślą o Was, żebyście z przyjemnością cieszyli się odtwarzaniem przepisów Sajkofanki. Częstujcie się zatem słodko! 🙂

Serduszkowy wianek bezowy

Beza:

  • 6 białek z jaj rozmiar L
  • 300 g drobnego białego cukru do wypieków
  • szczypta soli
  • 1 łyżeczka octu jabłkowego lub soku z cytryny
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej

Klasyczny krem do bezy:

  • 250 ml śmietanki 30 % lub 36 % (będzie bardziej kremowy)
  • 250 g serka mascarpone
  • 3 płaskie łyżki cukru pudru
  • ewentualnie wanilia

Do dekoracji: świeże owoce – ulubione 🙂

Beza – przygotowanie:

  1. Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni C góra-dół.
  2. Do dużej miski wrzucamy białka, dodajemy szczyptę soli i ubijamy pianę, aż będzie sztywna.
  3. Zaczynamy dodawać cukier do białek – 1 łyżka – 2 minuty kręcenia miksera. Powtarzać czynność, aż skończy się cukier, a beza zrobi się szklista i błyszcząca. Na koniec dodajemy ocet jabłkowy lub sok z cytryny. Wyłączamy mikser, dosypujemy mąkę ziemniaczaną i delikatnie mieszamy łyżką do połączenia składników.
  4. Na papierze do pieczenia formujemy bezę w kształcie wianuszka. Ja użyłam rękawa cukierniczego i końcówki cukierniczej z okrągłym otworem (podobnie nakładałam krem na upieczoną bezę).
  5. Wkładamy wianuszek do piekarnika i pieczemy w 100 stopniach C przez 2,5 godziny na termo obiegu.
  6. Po upieczeniu wianuszek zostawić w piekarniku, aż piekarnik całkiem ostygnie. Gdy piekarnik wystygnie na maksa studzimy bezę przy lekko uchylonych drzwiczkach (ja wkładam drewnianą łyżkę, bądź ściereczkę złożona w drzwiczki). Wtedy beza będzie wysuszona z zewnątrz, a w środku miękka i puszysta.

Krem – przygotowanie:

  1. Ubić mikserem na sztywno śmietankę z cukrem pudrem.
  2. Dodawać po łyżce serka mascarpone, aż masa stanie się jednolita i gładka.

Na wianuszek układamy krem, ulubione owoce i podajemy od razu na stół, bądź możemy schłodzić bezę przez kilka godzin i dopiero podawać na stół. Najsmaczniejsza jest ta przygotowana tego samego dnia, a maksymalnie możecie trzymać ją dwa dni w lodówce. Potem nie będzie już taka chrupiąca, jakbyście tego chcieli.

Mam nadzieję, że będzie Wam smakowało – smacznego!

W zaczarowanej kuchni Pałacu Warlity…

Od zawsze czuję wdzięczność, że mieszkam w tak cudownym miejscu, jak Warmia i Mazury. Mimo upływu lat z miesiąca na miesiąc odkrywam nowe, piękne i pyszne miejsca. Tak było również z Pałacem Warlity, który odwiedziłam w ubiegłym tygodniu.

Pałac Warlity położony jest nad malowniczym brzegiem jeziora Platyny i mieści się 25 km od Olsztyna, w kierunku Ostródy. XIX wieczny pałacyk posiada dwanaście pokoi, pięć apartamentów nad jeziorem, w tym dwa w koronach drzew, w których z przyjemnością spędziłabym nie jedną wakacyjną noc! Prawdziwym skarbem jest jednak nowoczesna i niezwykle innowacyjna kuchnia, która skrywa jedną ze wspanialszych restauracji w regionie. I właśnie o jedzeniu w tym miejscu Wam dzisiaj opisze najwięcej… jak na foodies przystało 🙂

Miałam ogromną przyjemność testować dania, które znalazły się we wiosennej wkładce, a ostatecznie wkrótce znajdą się na stałe w karcie menu. Szefem kuchni Pałacu Warlity jest Łukasz Wojtas, znany zapewne mieszkańcom Olsztyna jako “RyBus”, czyli właściciel słynnego foodtrucka, serwującego absolutnie fenomenalne wariacje z rybami i owocami morza w roli głównej. Spotkał mnie niezwykły zaszczyt poznania szefa Łukasza, który opowiedział mi o każdym daniu szczegółowo, a nawet zaprosił na kuchenne zaplecze, by pokazać pałacową kuchnię “od kuchni”. Nawet nie wiecie, ile radości mi to sprawiło! Uwielbiam podglądać pracę szefów kuchni i zawsze interesuje mnie, skąd biorą inspiracje, jak planują swoje dania i gdzie szukają surowców. Kuchnię pałacową Łukasz współtworzy z Mateuszem Kowalkowskim i Anną Manowską, równie kreatywnymi i ambitnymi kucharzami. Dania, które miałam okazję spróbować niezwykle mnie oczarowały, uwielbiam odkrywać nowe smaki, a tutaj absolutnie tego doświadczyłam! I jestem pewna, że Wy również staniecie się stałymi bywalcami.

Restauracja jest bardzo klimatyczna, zachowana w klimacie pałacowym.

A teraz zajrzyjmy do karty menu…

Na przystawkę tatar z regionalnej wołowiny Hereford Warmia z karmelizowanym słonecznikiem, szczypiorkiem, kremowym żółtkiem, majonezem chilli, kremem z awokado i nasturcją. Kiedy tylko tatar został podany do stolika wiedziałam, że czeka mnie tutaj niezapomniana podróż kulinarna. I nie myliłam się! Piękne podanie równoważy się ze wspaniałymi połączeniami, które doskonale się uzupełniają. Ten tatar był idealny!

Wiosenne kolory odnajdziecie w krem z zielonych warzyw z jajkiem poche i zielonymi warzywami (32 zł). Smak zupy był dla mnie miłym zaskoczeniem, bo najczęściej smak zielonych kremów jest mocno narzucony przez groszek czy brokuła, a tutaj przyjemnie przeplatają się aromaty różnych warzyw, a całość dopełnia idealnie przygotowane jajo w koszulce. Do tego chrupiące warzywa, które przyjemnie przełamują delikatność kremu.

Największym zaskoczeniem, a zarazem daniem, które najbardziej mnie uwiodło zarówno wyglądem, jak i smakiem były pierogi ruskie z twarogiem oberlandzkim, pianą z ziemniaków i consome z palonej cebuli (48 zł). Spójrzcie na to podanie! Ukryte pod chrupiącym ażurkiem i pianą z ziemniaków odkrywamy niepowtarzalny smak rozpływających się w ustach mini pierożków. To wspaniała kompozycja wizualno-smakowa, po którą warto przejechać kilometry! Dawno nie jadłam czegoś tak pysznego! I wciąż wspominam ten smak…

A teraz przenieśmy się na chwilę do kuchni, by zobaczyć, jak Chef Łukasz składa danie, które totalnie mnie zaskoczyło. I przyznaję, to był mój pierwszy sum na talerzu, jakiego zjadłam w swoim życiu 😉

Tak oto prezentuje się sum smażony w maśle, z dodatkiem sosu cytrynowego, chrupiącym chrustem ziemniaczanym, majonezem z natki i smażonymi kaparami (68 zł).

Jeśli podobnie jak ja nigdy nie jedliście suma, polecam Wam w pierwszej kolejności odwiedzić Pałac Warlity i spróbować go w tej wariacji smakowej. Cudownie wysmażona mięsista ryba, w połączeniu z majonezem pietruszkowym i chrustem, który mogłabym wcinać bez opamiętania tworzą połączenie doskonałe. Mój zachwyt zdominował moje kubki smakowe.

Mam też wspaniałą wiadomość dla miłośników kaczki i potraw mięsnych. Oto ona: pierś z kaczki przygotowana techniką sous-vide, z pieczoną szalotką faszerowaną udkiem kaczym confit, w towarzystwie gratin ziemniaczanej z czarnym czosnkiem, szparagami i sosem własnym z kaczki (78 zł).

Wyjątkowa, delikatna, rozpływająca się w ustach pierś z kaczki, z przyjemnie chrupiącymi szparagami i niezwykle oryginalną, ale też pyszną gratin ziemniaczaną. Do tego aromatyczny sos własny. Aż ciężko oderwać się od jedzenia!

Ale kiedy nadchodzi deser, nie mam z tym problemu. Zwłaszcza taki deser, jak sernik pistacjowy z ganachem pistacjowym, prażonymi pistacjami, puree malinowym i maślanką (35 zł). I to z rąk samego szefa kuchni 😉

Sernik w stylu nowojorskim, podany w bardzo innowacyjny sposób – przyznam się, że z takim podaniem się jeszcze nie spotkałam 😉 Robi wrażenie! I spokojnie wystarczy dla dwojga, więc zakochani – możecie jeść śmiało z jednego talerza! Słodycz dopasowana jest tu idealnie, a wszystko przyjemnie przełamuje sos malinowy i maślanka.

Starałam się, jak zawsze, by moje zdjęcia w maksymalnym stopniu odzwierciedliły piękno i smak zaprezentowanych dań, bo przyznam z największą przyjemnością, wciąż pełna euforii, że kuchnia Pałacu Warlity jest absolutnie wyjątkowa! Odwiedziłam w ostatnim czasie wiele miejsc, ale tak kreatywnych dań, pełnych autentyczności, z wiodącymi prym regionalnymi surowcami, dawno nie spotkałam! Oczywiście mamy w regionie dużo cudownych miejsc i z pewnością Warlity musicie dopisać do swojej listy odwiedzin w najbliższym czasie. Polecam z całego serca. Ja wrócę na pewno z moją rodzinką, by spróbować innych smakołyków i oczywiście poznać dziecięcą kartę menu.

I jeszcze te cudowne okoliczności przyrody!

Jeśli chcecie być na bieżąco, jak zawsze odsyłam na Social Media Pałacu Warlity

https://www.facebook.com/warlity

Oraz na stronę interentową

Oczyszczacz powietrza, a zapachy w kuchni: jak skutecznie zmniejszyć ich intensywność?

Kuchnia od zawsze jest moim numerem jeden w mieszkaniu. Spędzam tutaj najwięcej czasu, przygotowując posiłki dla rodziny. W moim M4 kuchnia połączona jest z salonem aneksem, więc szczególnie zależy mi na tym, by komfort powietrza w naszej przestrzeni był jak najlepszy. Ma to zdecydowany wpływ na nasze zdrowie i codzienne samopoczucie.

Od pewnego czasu w naszej przestrzeni zagościł oczyszczacz powietrza, który w fantastyczny sposób zmniejsza, a przy dłuższym trybie pracy zupełnie niweluje zapachy krążące po kuchni. Najlepszy efekt uzyskuję stawiając oczyszczacz blisko źródła zanieczyszczeń.

Oczyszczacz powietrza Levoit Core 300S kocham za przemyślany design i kompaktową konstrukcję, która idealnie prezentuje się w każdym wnętrzu! W mojej biało-drewnianej kuchni jest dodatkowym elementem wystroju! Ponadto nie zajmie zbyt wiele miejsca, co można szczególnie docenić w małych pokojach.

Idealnie czystym powietrzem możemy oddychać dzięki 3-stopniowej filtracji. Oczyszczacz może pracować w 4 trybach prędkości wentylatora (w tym tryb automatyczny), posiada również timer. Levoit wyposażony jest w filtr węglowy, z prawdziwym aktywnym węglem. W zestawie z oczyszczaczem 300S znajduje się wielofunkcyjny filtr Levoit. Możliwe jest również dobranie filtra wymiennego o dodatkowych możliwościach, który najlepiej dopasuje się do środowiska w domu. Do wyboru jest filtr uniwersalny/wielofunkcyjny, antytoksyczny, antyalergiczny oraz na pleśń i bakterie. Ponadto moduł filtrujący ma również filtr HEPA H13, a także filtr wstępny. Levoit wyróżnia się wysoką wydajnością pracy na poziomie 240 m³/h wg wskaźnika CADR. Oznacza to, że urządzenie jest w stanie przefiltrować i zatrzymać zanieczyszczenia znajdujące się w 240 m³ powietrza w przeciągu zaledwie godziny.

Oczyszczacz posiada funkcję trybu nocnego i można przy nim spać spokojnie, gdyż jego głośność pracy to zaledwie 22dB. Dodatkowo sam dopasowuje prędkość pracy tak, abyśmy zawsze oddychali świeżym powietrzem. Pomiar powietrza jest również widoczny na wyświetlaczu. A jeśli nie chce Ci się wstać i zmienić funkcji ręcznie – nie ma problemu – możesz sterować oczyszczaczem z poziomu aplikacji. Wystarczy użyć telefonu, by skorzystać z aplikacji do sterowania urządzeniem lub też skorzystać z opcji wydawania komend głosowych. Oczyszczaczem można również sterować, gdy znajdujemy się poza domem.

I co najważniejsze – jest energooszczędny i nie podwyższy Twoich rachunków za energię 😉

Spójrzcie sami, jak cudownie się prezentuje!

Dzisiaj rano mój mąż przygotował jajecznicę na boczku. Sami wiecie, jak intensywny zapach smażenia unosi się i zostaje we wnętrzu na długo. Dlatego przy okazji smażenia od razu uruchomiliśmy oczyszczacz i zostawiliśmy go tak długo w trybie pracy, aż na wyświetlaczu pojawił się kolor niebieski, świadczący o bardzo dobrej jakości powietrza. A zaczęliśmy od koloru czerwonego, przechodząc przez pomarańczowy, po zielony, aż do właściwego – niebieskiego. Zmiana kolorów cudownie umożliwia kontrolę jakości powietrza w mieszkaniu czy domu.

Wspaniale jest gotować, a zarazem cieszyć się powietrzem najwyższej jakości!

*Wpis powstał we współpracy z Levoit*

Czas na wiosenną edycję Restaurant Week Polska! Słoneczna Przystań Olsztyn.

Zastanawialiście się kiedyś, jaka jest geneza nazw restauracji, którą mijacie czy odwiedzacie? Ja mam to od zawsze! I to nie tylko w przypadku restauracji, ale wielu ciekawych miejsc. Czy nazwa może mieć wpływ na nasze wybory? Zapewne tak, chętniej pójdziemy do miejsca, którego nazwa miło się kojarzy czy przyciąga nas swoją niepowtarzalnością, bądź kontrowersyjnością, prawda?

W całej Polsce wystartowała kolejna edycja festiwalu Restaurant Week Polska i potrwa aż do 24 kwietnia. To świetna okazja, żeby odwiedzić miejsca na kulinarnej mapie Waszych miejscowości. Ciekawe, czy pokierujcie się nazwą restauracji czy może bardziej kreatywnymi daniami zaproponowanymi w menu.

W miniony weekend w ramach mojej wizyty ambasadorskiej odwiedziłam restaurację Słoneczna Przystań, położoną w przepięknym otoczeniu jeziora Ukiel w Olsztynie.

Przyznam, że kierowałam się bardziej zaproponowanymi w menu daniami, ale nazwa miejsca wciąż była dla mnie zagadkowa, więc udałam się do źródła i zapytałam, skąd ten pomysł. Bez mrugnięcia okiem dostałam odpwoiedź, że w tym miejscu była kiedyś jedna plaża, na którą mieszkańcy mówili Słoneczna, a jako, że obok znajduje się przystań motorówek z połączenia tych dwóch słów powstała nazwa, która możecie znaleźć na szyldzie prowadzącym do wejścia. Restauracja położona jest w naprawdę pięknym, spokojnym, malowniczym i przyznam szczerze, jednym z moich ulubionych miejsc w Olsztynie. Przeszklona sala restauracyjna niezwykle umila czas oczekiwania na posiłek. Przyznam, że warto o stolik przy oknie, by zachwycać się widokami! W końcu nic tak nie koi, jak widok na taflę jeziora Ukiel.

W karcie menu Słonecznej Przystani królują dania kuchni polskiej, takie jak zupa grzybowa, chrzanowa, rakowa (!), pierogi, sandacz, okoń czy (podobno ogromny i rewelacyjny!) autorski kotlet schabowy – na pewno na niego wrócimy! Na obiedzie byliśmy w niedzielne popołudnie, a sala była wypełniona po brzegi, więc nie zobaczycie dzisiaj zdjęć wnętrza, bo nie chciałam przeszkadzać gościom. Zajrzyjcie na SoMe restauracji – tam znajdziecie ich sporo 😉

W tegorocznej, wiosennej edycji festiwalu Restaurant Week Polska w Słonecznej Przystani możecie spróbować autorskich dań szefa kuchni.

Spójrzcie sami, w jaką kulinarną podróż wyruszycie tym razem!

Menu A – wegetariańskie

Przystawka: CHRUPIĄCE OKONKI

Kiedy wybierałam miejsce na wizytę, mój mąż, wędkarz i miłośnik rybnych przysmaków, bardzo się ucieszył z tej przystawki. Okonków w naszych okolicznych jeziorach jest bardzo dużo i wspaniale, że szef kuchni postawił na podawanie ich gościom w restauracji. Chrupiące rybki podane z bardzo dobrym winegretem przyjemnie zaspokoiły pierwszy głód.

Danie główne dla mnie – STEK Z BURAKA z kaszy jaglanej, sałatą z warzywami sezonowymi z sosem winegret i prażonymi ziarnami.

Przyznam, że miałam ogromne obawy, bo wielokrotnie jadałam już steki z buraka z kaszą jaglaną i były suche na wiór. Ale nie tym razem kochani!  Stek w absolutnie zadowalającym mnie rozmiarze, wypełniony ziarnami słonecznika, miękki i bardzo dobrze przyprawiony, zajadał ze smakiem nawet mój mięsożerca. Fantastyczny! Sałatka z winegretem bardzo dobrze uzupełniała się ze stekiem, a ja z chęcią wróciłabym na to danie jeszcze nie raz, a z pewnością odtworzyłabym je w domu moim najbliższym.

Na osłodę  SŁONECZNA SZARLOTKA z bitą śmietaną. Na kruchym cieście, po brzegi wypełniona jabłkami. Kocham to wydanie!

Teraz czas na menu B – mięsne

Na przystawkę: ROSÓŁ z lanymi kluskami i lubczykiem

Trochę obawiałam się na przystawkę rosołu, ale jak się okazało niepotrzebnie. Rosołek bardzo aromatyczny, delikatny, z domowymi kluseczkami. Bardzo rozgrzał mnie w ten zimny dzień.

Danie główne, czyli UDKO Z KACZKI CONFIT z sosem wiśniowym, glazurowanymi warzywami korzeniowymi oraz ziemniaczki w mundurkach, czyli klasyk w bardzo dobrym wydaniu. Kaczuszka soczysta, z bardzo fajnymi warzywami i z pysznym sosem wiśniowym. Można się dobrze najeść, choć warto zostawić sobie na….

….grzechu warty deser, czyli SERNIK NOWOJORSKI ze słonym karmelem i owocami – cudowny! Na niego mogłabym wracać zawsze! Dawno nie jadłam tak dobrego serniczka i to połączenie ze słonym karmelemmmmm….. 😉

Z karty dodatkowo zamówiliśmy dziewczynkom spaghetti bolognese i pierogi z mięsem. Pierogi były przepyszne (nie mogłam się oprzeć, żeby nie spróbować 😉 Mięciutkie ciasto, na Maksa wypełnione farszem. Jestem pewna, że na jednej wizycie w Słonecznej Przystani się nie skończy 😉

Reasumując: było pysznie!

Restaurant Week w całej Polsce trwa do 24 kwietnia! My już mamy kolejne miejsca na oku, a tymczasem Was zachęcam do zrobienia rezerwacji:  https://festival.restaurantclub.pl/restaurantweek

Pysznej zabawy!

Sajko N.

Molo Bistro. Więcej niż miejsce na pyszne śniadanie!

Są takie miejsca, do których wchodząc pierwszy raz od razu wiesz, że nie trafiłeś tam bez powodu. To jak pierwsze spotkanie z kimś, z kim od razu łapiesz ten przyjemny flow i masz ochotę już tylko na więcej, i więcej. Cóż innego można pomyśleć, gdy po przekroczeniu progu wita Cię takie różowe cudo 😉

Od dawna nie wychodziłam nigdzie sama i poczułam nieopartą chęć, by wreszcie to zrobić. Z pewnością dobrze wiecie jak to jest, gdy codziennością rządzi dom i praca 😉 Zawsze jest wymówka, by zmęczenie powiedziało ci, że nie masz czasu – siedź w domu. Tylko czy aby na pewno? 😉 No właśnie!

Jako, że najprzyjemniej czas mija mi na gotowaniu i rozmawianiu, wybrałam się na warsztaty kulinarne, o których zupełnie spontanicznie dowiedziałam się z Instagrama.

Pamiętam, jak za czasów studenckich podróżowałam do Warszawy czy Gdańska, by pod czujnym okiem szefów kuchni gotować pyszności, które potem odtwarzałam w domu i z wielką radością modyfikowałam, bawiąc się formą i smakiem. Macierzyństwo wystawiło dzieci na pierwszy plan, ale od pewnego czasu czuję tę ogromną chęć powrotu na swoje tory. Tory pełne pasji do tworzenia, pisania, poznawania, eksplorowania – kulinarnie!

Piątkowy wieczór w Molo Bistro, bo o tym miejscu chcę Wam dzisiaj opowiedzieć, bardzo mocno utwierdził mnie w tym, że gotowanie, fotografowanie jedzenia i pisanie o tym to moja największa pasja. A jeśli wiem, że w ten sposób mogę przyczynić się do czegoś dobrego, nakręcam się jeszcze bardziej. Bezinteresowna promocja pysznych miejsc, pięknych wydarzeń i wspaniałych ludzi naszego regionu od zawsze była dla mnie ważna.

Wróćmy jednak do wczorajszego wieczoru.

Molo Bistro w ubiegłym roku otworzyła Klaudia Budny, finalistka programu Masterchef, rodowita olsztynianka. Klaudię znałam wcześniej jedynie ze szklanego ekranu, jeszcze z potyczek, które śledziłam w niedzielne wieczory w telewizji. Tymczasem taka wspaniała osobowość postanowiła zrobić coś wspaniałego dla Olsztyna i otworzyła tutaj swój lokal, z autorskim menu. I to w tak malowniczej okolicy jak plaża miejska. W Molo Bistro królują śniadania, które możecie zjeść nawet w południe, spoglądając przez okno na taflę jeziora Ukiel.

Ale wczoraj, za sprawą warsztatów kulinarnych, prowadzonych przez Klaudię, lampy w Bistro świeciły do późnych godzin nocnych. W menu pojawiło się naprawdę sporo dań:

  • kasza gryczana z chorizo i warzywami
  • zupa meksykańska
  • smażone bataty z tureckim kebabem
  • spaghetti z ziołowym pesto i kurczakiem
  • kotlety z ciecierzycy i fasoli z lekką sałatką

A na deser – Eton Mess i mrożone owoce w gorącej białej czekoladzie. Obłędne!

Uwielbiam atmosferę warsztatów kulinarnych! Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – przychodzą na nie ludzie, którzy uwielbiają jeść, chcą szkolić swój kulinarny warsztat, marzą, by gotować jeszcze bardziej świadomie, a przy tym dużo się uśmiechają i ciągle rozmawiają. O jedzeniu oczywiście! Nowe relacje są jak takie małe iskierki, które rozpalają nasze wnętrza, dodają nam dobrych wibracji. Bardzo lubię ten euforyczny stan po – na pewno go znacie 😉 Po warsztatach u Klaudii utrzymuje się od naprawdę długo. Nawet teraz, gdy to piszę, szczerze się uśmiecham.

Klaudia to fantastyczna, bardzo skromna kobieta. Z wielką pasją i zaangażowaniem przeprowadziła warsztaty i odpowiadała na każde pytania uczestników. Widać w niej ogromną radość tworzenia, a najbardziej jestem jej wdzięczna za to, że zapoczątkowała cykl szkoleń kulinarnych, których mi zdecydowanie bardzo brakowało w Olsztynie! Klaudia to młoda mama, która tworząc lokal, pomyślała o mamusiach i ich pociechach. W Bistro dbywają się cykliczne spotkania dla kobiet, co jeszcze bardziej rozczula moje wnętrze! Apeluję do Was kochane kobietki – mamusie! Jeśli chciałybyście spędzić czas z maluszkiem na rękach, napić się ciepłej kawy i poznać inne fantastycznym kobiety – to miejsce stoi dla Was otworem!

Zachęcam Was do obserwowania profilu Molo Bistro na Instagramie i Facebook’u. Znajdziecie tam bieżące informacje o tematyce warsztatowej, sprawdzicie aktualne menu, bądź zarezerwujecie wcześniej stolik. Ja już planuje, by znaleźć czas na marcowe warsztaty, które odbędą się zresztą w moje urodzinki 😉

Post nie jest sponsorowany. Za wejściówkę za warsztaty zapłaciłam swoje złotóweczki. Pragnę pisać Wam o takich miejscach zawsze!

Poniżej kilka kadrów z wczoraj. Było fenomenalnie!

Pozdrawiam, Sajko N.

Steakownia, czyli jedyny taki Steak House w Olsztynie

Polska wołowina króluje na stołach już od kilku dobrych lat. Sama miałam tę przyjemność dziesięć lat temu robić badania do pracy inżynierskiej na rostbefie wołowym. Mięso wołowe wyróżnia się dużą zawartością białka, delikatnością i przyjemną słodyczą. Jest lekkostrawne i bogate w witaminy z grupy B.

Wysokiej jakości mięsem wołowym może pochwalić się producent mięsa wołowego, czyli zakłady mięsne Warmia z Biskupca. To właśnie w Steakowni możecie spróbować burgerów, kanapek, makaronów i oczywiście steaków z wołowiną w roli głównej. W Steakowni czeka też na Was lada ze świeżym mięsem, które możecie kupić i przygotować samodzielnie w domu. Taki świeży steak, o dowolnej gramaturze jest nieporównywalny z tym z marketu. Steakownia służy pomocą w zakresie doboru i przygotowania mięsa, by cechowały je jak najwspanialsze doznania sensoryczne. Nie bójcie się pytać 😉

Lokal Steakowni, który mieści się na olsztyńskiej starówce przy ulicy Prostej wyróżnia się fantastycznym, nowoczesnym designem, który pozwala na jeszcze przyjemniejsze ucztowanie. Największe wrażenie od pierwszej wizyty sprawiają na mnie neonowe lampy w kształcie haków i genialny kącik dla dzieci, który jest oddzielony od stolików szklanymi drzwiami, co jak wiecie zdecydowanie ułatwia spędzanie czasu z dziećmi w restauracji. A właściwie konsumpcję w nieco większym spokoju… 😉

Cały koncept restauracyjny został bardzo dokładnie przemyślany, co widać po sygnowanych alkoholach, takich jak: piwo Steakowe, wino Steakowe i wódka Steakowa. Kucharze na bieżąco przygotowują również weki i słoiczki ze smakołykami które można zakupić. To różnego rodzaju pasty do kanapek, szarpane mięsa w sosach, konfitura cebulowa, autorskie sosy do mięsa.

Ostatnio miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w kolacji degustacyjnej, na której szefowa kuchni Aldona oraz manager restauracji zabrali nas w kulinarną podróż po wybranych z karty menu steakach, by pokazać nam ich wyjątkowość, niepowtarzalny, mocno różniący smak, zapach i teksturę mięsa. Uwielbiam spotkania influencerów! Wiem, że spędzam wtedy czas z ludźmi, których pasjonuje jedzenie, wspólne celebrowanie posiłku i bez skrępowania, z totalną naturalnością można robić zdjęcia, nagrywać filmy, a przy tym wszystkim dobrze się bawić.

Kolację rozpoczęliśmy od przystawki, na którą zaserwowano nam carpaccio wołowe (36 zł/porcja). Niezwykle lekkie, aromatyczne, po którym kubki smakowe nabierają ochoty na więcej, i więcej.

Na niepowtarzalną kruchość mięsa wołowego ze Stakowni mają wpływ czynniki biologiczne takie jak: rasa bydła, wiek, rodzaj mięsa oraz czynniki środowiskowe takie jak: sposób żywienia zwierząt, postępowanie przedubojowe, warunki prowadzenia uboju, warunki wychłodzenia, dojrzewania i sezonowania mięsa. Specjalnością Steakowni jest wołowina sezonowana.

Zdecydowanie całe szoł skradł “Złoty dotyk steakmistrza”, czyli steak z polędwicy w 23 karatowym złocie, podany z frytkami, miksem sałat i sosami. Za 300 g steaka w złocie zapłacicie 500 zł. Muszę przyznać, że mięso z polędwicy wołowej wyróżniało się dla mnie największą delikatnością i lekkością. Złoto pełni tutaj raczej funkcję mocnego akcentu, aniżeli w jakikolwiek wpływa na smak. Z chęcią wybrałabym się na tego steka jeszcze nie raz 😉

Kolejny przystanek kulinarnej podróży to steaki sezonowane na mokro.

Pierwszy to Tomahawk, który jest wykrawany z ze środkowej części antrykotu. To długi mięsień biegnący wzdłuż kręgosłupa, przyrastający do kręgów piersiowych oraz do żeber. Mięso z tej części wołowiny ma bardzo delikatne włókna oraz wyróżnia się marmurkowatością, która wzbogaca jego soczystość. I uwierzcie mi, że czuć było to w smaku niesamowicie.

Kolejny steak sezonowany na mokro to T-bone, legendarny stek, zawierający w sobie dwa rodzaje mięsa, czyli marmurkowaty, soczysty rostbef oraz delikatną polędwicę. Te dwa rodzaje mięsa w nierówny oddziela kość w kształcie litery „T”. Muszę przyznać, że był to dla mnie topowy stek, smakował mi najbardziej. Był lekko słodki, ale też delikatny.

Steaki rzeźnickie to mięsnie nadające się do spożycia po odpowiedniej obróbce rzeźnickiej i odpowiednim okresie dojrzewania. Podczas kolacji spróbowaliśmy trzech steaków rzeźnickich, czyli krzyżowa, pajączek, flank steak. Mięso równie doskonałe, wyróżniające się jeszcze zupełnie innym smakiem.

Jak więc widzicie steak steakowi nie równy, więc jeśli chcecie wyruszyć w kulinarną podróż po steakach i wybrać swój topowy, zdecydowanie powinniście zacząć od odwiedzenia Steakowni. Pracuje tutaj niezwykle wykwalifikowany zespół, wyróżniający się niesamowitą wiedzą na temat wołowiny, steaków, food & wine pairingu. Wciąż jestem pod wrażeniem wiedzy szefowej kuchni, managera i pań kelnerek, które nas obsługiwały. Wizyta w tym miejscu to nie tylko wypad na obiad, to prawdziwa przyjemność.

Lubię wyjątkowe miejsca. I zawsze staram się o nich pisać, byście mogli również znaleźć przestrzeń, żeby je odwiedzić. Do Steakowni mam wyjątkowy sentyment, gdyż od lat współpracuję z Zakładami Mięsnym Warmia, dla których tworzę przepisy, z których oczywiście możecie korzystać, kupując już produkty w sklepach firmowych. Przepisy znajdziecie pod linkiem: https://zmwarmia.pl/przepisy/

Długo będę wspominać ten pyszny wieczór. Dziękuję za zaproszenie!

Poniżej link do strony Steakowni:

Oraz profilu na FB:

https://www.facebook.com/steakownia

Nasz kalendarz adwentowy – wersja 2023

Kalendarz adwentowy to już nasza coroczna, mała tradycja.

Najpierw wymyślamy wspólnie zadania, później ja wprowadzam je do Canvy, razem dobieramy obrazki, drukujemy, wycinamy i pakujemy. W tym roku zamiast papierowych kopert zawitały małe, jakże urocze i niezwykle klimatyczne domki. Uwielbiam miniaturowe domki, więc kiedy tylko pierwszy raz je zobaczyłam od razu wiedziałam, że w tym roku przyozdobią nasze wnętrze i będą cieszyć oko aż do wigilijnej wieczerzy.

W tym roku zadania dopasowane są do dni tygodnia, żeby było łatwiej Wam zaplanować czynności. I tak na przykład pieczenie pierników czy przygotowanie świątecznego wianuszka, odwiedziny świątecznego jarmarku czy ubieranie choinki przypadają na weekendy.

Poniżej znajdziecie kilka zdjęć z naszych dzisiejszych przygotowań kalendarza, a także nasze zadania, które możecie wydrukować i wspólnie z nami przeżywać ten cudowny czas świątecznego oczekiwania od 1 do 24 grudnia.

Mam ogromną nadzieję, że przyłączycie się do zabawy 🙂

Domki do kalendarza kupiłam w tym roku online na sklepie Sinsay: Domki kupisz tutaj

Pobierz , wydrukuj i wytnij!

A tak to było u nas w tym roku….

Smażony stek z antrykotu z ziemniaczkami w maśle rozmarynowym

Do steków mam słabość, od zawsze!


Do tego stopnia, że swoją pracę inżynierską poświęciłam w stu procentach wołowinie. Badałam, jak sposób obróbki cieplnej wpływa na jakość mięsa. Gdybyście kiedyś chcieli poczytać mogę pożyczyć 😉 Mam tę cudowną przyjemność współpracować od lat z Zakładami Mięsnymi Warmia z Biskupca, u których kupicie cudownej jakości mięso wołowe. Sklepy “Warmia. Sztuka Mięsa” znajdziecie w wielu miejscach w naszym województwie, a nawet w sercu olsztyńskiej starówki w restauracji Steakownia 🙂 Ich mięsna lada jest naprawdę oszałamiająca! Oczywiście na miejscu możecie zjeść cudowne steki, ale i zakupić kawałek steka, który możecie przygotować według własnego uznania. Na przykład w mojej wersji, na którą dzisiaj smacznie zapraszam.

Na dzisiejszą kolację wybrałam stek z antrykotu. To zdecydowanie jedno z tych mięs, które cechuje cudowny smak i jakość, dlatego zdecydowanie warto przygotowywać z niego steki. Na przykład takie, jak mój – medium rare, który lubi chwilę odpocząć po smażeniu. Do tego ziemniaczki w rozmarynowym maśle. I.. może jeszcze lampka wytrwanego Cabernet Sauvignon i mamy to! 😉

Smażony stek z antrykotu z ziemniaczkami w maśle rozmarynowym

Składniki:

1 opakowanie steku z antrykotu ZM Warmia

– 4 młode ziemniaczki

– świeży rozmaryn

– świeżo mielony pieprz

– sól gruboziarnista

– 2 łyżki masła

– 1 łyżka oleju rzepakowego

Przygotowanie:

Na patelni rozgrzej olej. Wrzuć na niego steka. Smaż trzy minuty z jednej strony. Po tym czasie przełóż steka na drugą stronę. Dodaj świeży rozmaryn. Po trzech minutach przełóż mięso na kratkę, żeby odpoczęło. Na tę samą patelnię dodaj masło i ziemniaczki ugotowane w całości. Dodaj jeszcze gałązkę rozmarynu i smaż wszystko razem, aż masło zacznie się delikatnie pienić i nabierze brązowego koloru.

Gotowego steka podawaj ze świeżo mielonym pieprzem, solą gruboziarnistą i ziemniaczkami. Wszystko polej palonym masłem. Smacznego!

*Przepis powstał przy współpracy z Zakładami Mięsnymi Warmia z Biskupca