Wczoraj wróciłam do swojego rodzinnego domu w Orłowie. Postanowiłam, że zanim wpadnę w wir szalonych świątecznych przygotowań, wybiorę się na mały spacer do przydomowego ogródka, by złapać nieco oddechu i załadować akumulatory do działania.
Pogoda znacząco mnie do tego zachęciła. Przez błękitne niebo przebijało się słońce, a temperatura za oknem wynosiła znacząco powyżej zera. A przecież kalendarzowa zima w pełni…
21 grudnia 2013, a w moim ogródku wyrastają sobie, jak gdyby nigdy nic, świeże zioła, zaś krzewy borówek puszczają nowe pączki. Mały mętlik zapanował w pogodzie, a harmonia w naturze została nieco zburzona. I któż by pomyślał, że za trzy dni Wigilia Świąt Bożego Narodzenia…
Spacerując po zielonej trawie czułam bardziej, jakby to wiosna budziła się do życia. Nie ukrywam jednak, że bardzo mnie to cieszy. Jakoś mało lubię zimowe mrozy i mocno zaśnieżone drogi. A tak – proszę – na działeczce mnóstwo rarytasów, których mogę użyć w kuchni podczas świątecznego gotowania 😉
Owoce aronii, głogu, berberys, rokitnik, jałowiec… aż same proszą się, ażeby uraczyć nimi najbliższych!
A tu dla was kilka zdjęć z mojego małego raju na ziemi. Pomyślałam, że warto uwiecznić tę chwilę. A nuż może taka zima się już nie powtórzy 😉
P.S. Tata przyniósł nawet świeże gałązki jemioły – nie zapomnijcie zawiesić ich pod sufitem, by móc się później bezkarnie całować ! Uwielbiam ten świąteczne rytuały 🙂